środa, 15 grudnia 2010

Nibylandia trzeźwieje i głupieje czyli Piotrusia Pana przypadki niesamowite

Rozkoszne "jestem w twoim mieście" burzy czasoprzestrzeń. Rozpieprza w drobniutkie kawałki, które zbiera się godzinami.
Piotruś Pan przyjechał. Do pracy ponoć. Zbyt radośnie upojona wybornym towarzystwem, bawiącym lekką i przyjemną rozrywką wyłącznie intelektualną, odrzuciłam telefon poza obręb zainteresowania. Z jakim żalem, skonstatowałam obecność smsa o treści: jestem w ... co u ciebie? po 5 godzinach od wysłania. I tylko dwie myśli: cudnie!; chyba nie wyjechałeś jeszcze?!
Nie wyjechał. Po paru wiadomościach tekstowych, umawiamy się na kolejny wieczór. Dzisiaj (no, wczoraj od 3 godzin).
Jadę na masaż. Umówiony dawno. Uwielbiam cię, Piotrusiu, ale z moich małych przyjemności dla Ciebie nie zrezygnuję. No nie aż tak, Skarbie, wybacz.
Klucz znajdziesz pod wycieraczką. Czekaj na mnie.
Wchodzę. Czeka.
-Cześć. Jak Ci się podoba moje mieszkanie?
-Świetny widok.
Rozmowy wystarczy.
Stoję w płaszczu, skórzanych botkach za kolano, z włosami misternie ułożonymi z biura. Nie mam czasu. Nie mam ochoty. Wbijam się w jego usta. Jest miękki, ciepły, potrzebujący. Cudownie.
Wplata dłonie w moje włosy, przyciąga moje usta mocniej do swoich. Ostrożnie cofając się do salonu, zrzucam z siebie płaszcz, rozpinam sweter. Zostaję w staniku, który szybko rozpina. Nie poświęca tej, jakże skomplikowanej czynności nawet promila uwagi. Wykonuje.
Zdejmuję mu koszulkę i zaczynam ciągnąć w stronę sypialni. Łóżko, Kochanie. Tak tak, teraz.
Uwielbiam twoje ciało. Szczupłe. Umięśnione. Niepozorne. Mocne, kiedy trzeba.
Padamy na łóżko. Całujesz mnie. Od ust, przez szyję, do piersi. Teraz ja wplatam drżące palce w twoje włosy. Zsuwam twoją głowę niżej. Tak, tęskniłam. Cała tęskniłam.
Niecierpliwie podążasz parzącymi wargami po moim brzuchu, wnętrzach ud. Kiedy w końcu zaczynasz mnie pieścić językiem, nie umiem czekać ani chwili dłużej. Wciągam cię, szarpnięciem za włosy, na siebie. Znów przyciągam twoje usta do moich. Kiedy już spiesznymi ruchami rozepnę zamek, udami zsuwam z ciebie spodnie. Potrzebuję cię we mnie. Teraz.
Składasz moje uda. Całując moje stopy, powoli wbijasz się we mnie. Gorączka rozlewa się we mnie od podbrzusza, przez kręgosłup aż do głowy. Im mocniej cię czuję, tym bardziej nie mogę opanować krzyku. Tak, tęskniłam. Im mocniej łapiesz mnie za biodra i przyciągasz do siebie, tym żarliwiej chłonę twoje pożądanie. Gwałtownie, coraz niecierpliwiej, tracisz kontrolę. Słyszę. Kiedy opadasz pomiędzy moimi udami i wtulasz się w moje piersi, wiem, że szalejesz. Wgryzasz się w moją szyję, dłońmi przyciskasz moje pośladki do siebie. Szczytuję a łza spływa prosto w twoje usta. Całujesz mnie z zawadiackim uśmiechem, dumny ze swojego dzieła i przewracasz mnie na brzuch. Powoli całujesz moje plecy wzdłuż kręgosłupa, łapiesz za biodra i przyciągasz. Kręci mi się w głowie. Parę mocnych pchnięć sprowadza mnie na ziemię. Łapiesz mnie za włosy, ciągniesz w swoją stronę i szepczesz.
-Tego mi brakowało.
Wydaję z siebie tylko namiętne westchnięcie i pozwalam wziąć mocno. Jedną dłonią na szyi, drugą w talii kontrolujesz moje ruchy. Najpierw wsunięte do moich ust, wilgotne palce, zjeżdżają do mojej łechtaczki. Zaciskasz na moim karku jedną dłoń, palce drugiej zaciskają się na moich najwrażliwszych częściach. Spazm rozkoszy spina wszystkie moje mięśnie. Osuwasz się na moje plecy. Czuję twój gorący oddech na moim karku. Dochodzisz we mnie z cichym jękiem przy moim uchu. Nie mogę zobaczyć, ale mogę usłyszeć, że i ty tęskniłeś.
W ostatnim momencie, przewracasz mnie na plecy i całując głęboko, kończysz we mnie. Chwilę potem opadasz w moje ramiona przez sił. Rozkoszny i bezbronny, wciąż drżący od dreszczu rozkoszy, wciąż smagany konwulsjami uniesienia.
Leżymy bez sił parę chwil. Unosisz głowę schowaną moich włosach. Patrzysz mi w oczy.
-Dzień dobry-uśmiechasz się, jak tylko ty potrafisz-Muszę lecieć. Śpię u siostry żony i już powinienem wracać.
-Jak wracasz?
-Samochodem. Tak, jak przyjechałem.
-Nic nie piłeś?
-Nic. Prowadzę.
-Powiedziałeś mi, kiedy byliśmy na konferencji w ... , że nigdy zupełnie trzeźwy nie odważyłbyś zdradzić żony.
-Pamiętam. Zmieniłem zdanie.
Pięknie. Zostałam etatową kochanką. Zaraz powiesz mi, że mnie kochasz.
-Muszę lecieć. Zostaję przez tydzień. Zadzwonię.
Nadziwić się nie mogę. Owijam się znalezioną na podłodze koszulą i patrzę, jak ubiera się i wychodzi.
-Jutro-mówi, kiedy zamykam za nim drzwi.
-Na jutro mam plany-odpowiadam i patrzę, jak oczy mu się świecą.
Pragniesz mnie. Musisz mnie mieć. Przychodząc tu dziś i czekając, aż wrócę ze spotkania z przyjaciółkami, poddałeś się. Przychodząc zupełnie trzeźwy, przypieczętowałeś swój los. Teraz to ja jestem górą i zrobisz, co ci każę.
-Może jutro. Zadzwonię, jak będę miała ochotę.

Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz