I znów nic nie piszę. Ale co miałabym opisywać, kiedy moje ostatnie spazmy i kotłowania odbywają się w atmosferze seksualnego znużenia i westchnieniem przy zgaszonym świetle.
Po powrocie do mojego ulubionego miasta, zakończeniu intensywnego kontraktu w delegacji, popadłam w towarzyską bylejakość. Poza wspomnieniami pięknych plenerów, przywiozłam sobie po(d)ręcznego kochanka w postaci Piotrusia. Od kiedy mieszkamy w innych miastach, widujemy się częściej, niż mieszkając w tym samym. Teraz to on jest w delegacjach, ja u siebie. Sumienie zostawia przy przykładnej żonce, jak ja zostawiłam je parę miesięcy temu, porzucając ułożone życie w Moim Mieście. Ostatnio dochodzi do spędzania u mnie weekendów. Weekendy te obfitują w koszmarne ilości używek mniej lub bardziej legalnych oraz moje galopujące znudzenie konwencjonalnymi technikami erotycznymi. Używkom zapisać możemy, że, kiedy wybornie bawię się w nocy, rano z lekkim zdziwieniem odkrywam sine wybroczyny czy rozcięte wargi. Odkrywam je z pobłażliwym rozczuleniem. O tym, później.
Czy to moje miasto jest takie nudne? Może za dobrze je znam, za dobrze znam ludzi stąd i miejsca, co skutecznie hamuje moją otwartość na nowe doznania i okoliczności. Może jednak w delegacji się nie liczy, bo ekscytacja nieznanym terytorium, oddalenie od własnego obudowanego komplikacjami i odpowiedzialnością życia oraz świadomość chwilowości pewnej sytuacji, sprawia, że mamy 10 lat mniej? Ciekawe to.
Pointa jest taka, że najlepsze i bogatsze, nieskrępowane i spontaniczne uciechy rozwiązłości, odnalazłam w czasie mojej trzymiesięcznej delegacji. Tutaj nuda.
Po powrocie, odbyłam kilka romantycznych spotkań z moim wiecznym kochankiem. To właściwie dobre imię: Wieczny Kochanek. Znamy się, odkąd skończyłam 18 lat. Od tego czasu, w sprzyjających okolicznościach, powracamy w swoje ramiona notorycznie i zawsze na krótko. Najdłuższy był początek, kiedy udało nam się spędzić ze sobą regularne 5 miesięcy. Każde oczywiście miało swoich, dodatkowych umilaczy. Przez chwilę nawet się w nim durzyłam. Dopóki nie przeleciał mi najbliższej przyjaciółki, co ostatecznie potłukło moje wyobrażenia. Nie miałam nikomu tego za złe, nigdy sobie nic nie obiecywaliśmy. To chyba było pierwsze, poważne potłuczenie mojego przekonania, że nie istnieją mężczyźni nieosiągalni emocjonalnie.
Nasze spotkania przez te lata, ewoluowały od nerwowej fascynacji przez ekscytującą przyjaźń aż do dekadenckiego wygodnictwa.
-Masz kogoś teraz?
-Nie, a Ty?
-Wpadniesz na sushi?
-Jutro...?
Bezpiecznie, miło, czule, niemal satysfakcjonująco. Jak stare małżeństwo. Higiena psychiczna połączona z budowaniem swojego ego, że można kogoś utrzymać przy sobie tyle lat jednak. Żadne z nas nie jest mistrzem związków, więc ta złudna świadomość jakiejś miałkiej miłości, która nas łączy, zawsze nieco gasi głód poetyckiego spełnienia. Wystarczająco przyjemnie i swobodnie, by żadne z nas z tego nie zrezygnowało jeszcze przez wiele lat. Wieczny kochanek aktualnie zaangażował się związkowo, ale to kwestia 5-6 miesięcy (może mniej). Wiem, przerabialiśmy to już przynajmniej 5 razy.
Drwal okazał się niezwykle uroczym chłopięciem, które nie podziela mojego chłodnego pojmowania relacji damsko-męskich. Z uwagi na wrodzoną wrażliwość na punkcie jasnych sytuacji oraz szacunek dla starej znajomości, odprawiłam go, kiedy poziom naszego zaangażowania emocjonalnego był ewidentnie niesprawiedliwy. Wybacz, jestem niezdolna do miłości do Ciebie.
A propos miłości, to uraczę Was pewnym cytatem, który dziś urzekł mnie i uwiódł:
"... Veronique, jak my wszyscy, należała do pokolenia spisanego na straty. Z pewnością, byłaby zdolna do miłości; chciała być jeszcze do niej zdolna, muszę jej to oddać; ale nie było to już możliwe. Jako zjawisko rzadkie, nienaturalne i powolne miłość może się rozwinąć tylko w szczególnych warunkach psychicznych, rzadko do pogodzenia, gdyż ze wszech miar pozostających w sprzeczności z wolnością obyczajów, która charakteryzuje współczesną epokę. Veronique poznała zbyt wiele dyskotek i kochanków; taki sposób życia zubaża ludzką istotę, wyrządzając jej szkody niekiedy poważne i prawie zawsze nieodwracalne. Miłość jako niewinność i skłonność do iluzji, jako zdolność do redukcji ogółu płci przeciwnej do jednej kochanej istoty, rzadko jest w stanie przetrzymać rok seksualnych przygód, nigdy nie przetrwa dwóch."
Michel Houellebecq, "Poszerzenie Pola Walki"
Bardzo go cenię, za opisanie mojej pustki wewnętrznej tak, że przestałam czuć się osamotniona.
Przyzwyczajona do obecności Piotrusia, chwilowej nieobecności Wiecznego oraz odprawiania w stylu Drwala, pozostaję posiniaczoną dość jałowo, kometą, która codziennie roztrzaskuje się w teraz. Hołubiąc mój hedonizm i masochizm jednocześnie, zaprosiłam jutro do mnie i Piotrusia i młodą, rozkoszną blondyneczkę. Poza kolorem włosów, jest mną w jej wieku. Dość zepsuta i poszukująca wrażeń, żeby może i we mnie obudzić nieco fantazji.
Uprzejmie doniosę.
A PROPOS VERONIQUE - ZALEZY KOGO SIE KOCHA
OdpowiedzUsuńPS.DONIES UPRZEJMIE, BYLE SZYBKO :)