W wszystko zaczęło się w piątek. Najpierw niezobowiązujące wyjście na wydarzenie tak męskie, że mało nie udusiłam się buzującym testosteronem. Niezwykle egzotyczne przeżycie. Rewelacyjne. Potem równie niezobowiązujący wypad do knajpki a tam znajomy znajomego. Dostatecznie upojona uznałam towarzystwo tegoż znajomego znajomego (nazwijmy go Modelem) za niegroźne i mało obiecujące. Ewentualne próby zwrócenia mojej uwagi (sądząc po wydarzeniach parę dni później, musiały takowe nastąpić), zbyłam i pominęłam.
Weekend był niezwykle mało owocny. Najbardziej erotycznym jego doznaniem było robienie pijackich, nieco roznegliżowanych zdjęć przez świeżo odkrytą adeptkę tej zacnej sztuki. Ze znajomości tej wyniknie może jakaś dziko erotyczna sesja.
Pozostając w nastroju lekkiego znużenia i rozczarowania, niedzielę spędziłam wylegując się w łóżku. Wieczorem odebrałam wiadomość od Modela:
„Może jutro jakiś film wieczorem u Ciebie? Wpadnę z winem.”
Nie miałam żadnych planów i nie wyczułam niebezpieczeństwa. Moja, zwykle niezawodna, intuicja, uśpiona widocznie została potężnym dawkami alkoholu. Uznałam to za gest przyjacielski. Nowy Świat, w którym mieszkam, nie obfituje na razie wieloma takimi przyjemnymi znajomościami, więc wyraziłam pełną aprobatę dla takiego trywialnie uroczego pomysłu.
Gdzie była moja intuicja? Jak pozwoliła się tak zmylić? Poniedziałkowy wieczór był tym bardziej ekscytujący, bo bardzo zaskakujący.
Około 21 w moich drzwiach pojawił się chłopak (przepraszam, chyba już mężczyzna). Po kilku kieliszkach i nieustającej rozmowie na tematy błahe i przyjemne, przyniesiony film oficjalnie przenieśliśmy w sferę niemożliwości. Pierwsze nieśmiałe czułe gesty zupełnie zapowiadały ognia, który miał niebawem nastąpić.
Po pierwsze. Dziękuję bogom, że jeszcze czasem obdarzają mężczyzn umiejętnością rozpalenia kobiety pocałunkiem. Tak rzadko zdarzają się usta, które zaczynają do delikatnych muśnięć, żeby dojść do stanowczego zbliżenia a skończyć na zachłannym wbiciu się w wargi a wciąż należą do ewidentnego posiadacza chromosomu Y. Cudownie.
Później, w ramach aperitifu, dostałam rozkaz położenia się i rozebrania do masażu. Przyznajcie, że pełen profesjonalizm! I tu następuje kolejne zaskoczenie. Oczywiście wiedziałam, że dla Modela ciało jest narzędziem pracy i sposobem na zadbanie o przyzwoite trunki przywożone uwodzonym znajomym. Nie spodziewałam się jednak tak niezwykłego ciała. Kiedy tylko zaczął mnie masować, poczułam, że ma niezaprzeczalnie dużo siły. Mocne, zdecydowane dłonie dotykały mnie z taką subtelną siłą, że nie dało się nie wyczuć, jak spinają się mięśnie jego ramion. Mówiłam już, że szaleję na punkcie ramion? Absolutnie, jest to moja ulubiona część mężczyzny. Może oprócz ewidentnego waloru wizualnego, jest to jakaś skrywana potrzeba silnego mężczyzny, w którego ramiona schowam się przed złem świata. Teraz to wymyśliłam.
Zawsze fantazjowałam leżąc na stole do masażu, że kiedy masażysta skończy z moimi plecami, odwróci mnie i weźmie, taką rozgrzaną, mruczącą z rozkoszy. Ale z masażystami absolutnie profesjonalnymi jest zwykle tak, że to wyjątkowo mało urodziwi profesjonaliści.
Ale Model. Robi mi masaż i widzę, że technikę opanował idealnie. Masuje moje plecy, ramiona, ręce. Wygina rękę w swoją stronę i nie przestając masować, zaczyna ssać moje palce. Doskonale wie, jak sprawić, że kobieta się sama na niego w końcu rzuci.
Ja zaczynam się już lekko gotować a on zsuwa wprawnym ruchem moje spodnie. Powoli, całując najpierw moje pośladki, zagłębił się językiem między moimi udami.
Masaż, cunnilingus…? Dobrze Cię koleżanki z show businessu wyćwiczyły.
Na przemian całując, ssąc i podgryzając doprowadzał mnie do pełnej rozkoszy. Bardzo skutecznie, bo w spazmach i jękach wiłam się pod nim, czekając aż przejdziemy do dania głównego. I tu znów zaskoczenie. Czuły i skupiony na mnie lew salonowy, przeciąga się i widząc, że ofiara jest gotowa do konsumpcji, przystępuję do rozszarpywania. Rzuca mną brutalnie i mocno o łóżko, szybko i sprawnie pozbywa się zbędnego odzienia, które mu pozostało i przyciskając do podłoża, bierze. Wygina ręce i motywowany moimi coraz głośniejszymi westchnieniami, robi się coraz gwałtowny.
Nie ma nic bardziej podniecającego, niż dziko podniecony facet, który bierze cię, jak swoją własność.
Palcami szczypiąc moje sutki, łączy moje uda, żebym poczuła go jeszcze mocniej. Rozkoszny ból rozchodzi się po całym moim ciele. Kiedy odlatuję, on dochodzi zostawiając dowód namiętności na moich plecach.
Cudownie. I pustka w głowie. Nieśmiertelność.
Po regulaminowych 15 minutach odpoczynku, biorę się za niego jeszcze raz. Odwdzięczam się za wcześniejsze wyczyny oralne równie pięknie. Z niebywałą radością konstatuję, że to nie moja wyobraźnia lecz prawdziwy penis w rozmiarze zupełnie-nie-europejskim. I tu znów, po chwili czułości, przemoc bierze górę. On przemocą bierze mnie. Łapie za włosy, mruczy, jak mu dobrze. Po zabawie w „jak dużo go zmieścisz”, przechodzimy do brania na poważnie. Tym razem, mam okazję przyjrzeć się tym znakomitym ramionom, idealnej klatce piersiowej i kaloryferowi na brzuszku. Wspaniale, kiedy widok sprawia niemal taką przyjemność, jak wrażenia fizyczne.
Kiedy zarzuca sobie moje nogi na ramiona, palcami błądzi w okolicach mojej łechtaczki, czuję, że umrę w jego ramionach i będzie to najpiękniejsza śmierć, jaką mogłabym sobie wyobrazić. Fala nieposkromionego orgazmu spływa na mnie w momencie, kiedy bierze do ust moje palce u stóp. Chwilę później i on szczytuje.
Padamy obok siebie bosko wykończeni. Zasypiamy przytuleni, jak kociaki. Ja w tonąc w jego ramionach, on tonąc w moich włosach.
Rano szybciutko żegna się i ucieka. A szkoda, bo miałam ochotę na dogrywkę.
Następnie wyjeżdża z mojego Nowego Świata, o ironio, do mojego Starego Świata. Na szczęście wybieram się tam na weekend następny i planuję przekonać się, czy to naprawdę taki profesjonalista czy miał wybitnie dobry dzień.
Tak bardzo zajął moją głowę, że ciało zupełnie straciło lubieżną chuć. Weekend mija mi, więc, w samym dymie i nad kieliszkiem. Prawdziwa miłość od pierwszego włożenia.
sobota, 28 sierpnia 2010
czwartek, 26 sierpnia 2010
Wyjętości eksplikacja
Pijaństwo i rozpasanie wszędzie mnie dopadnie. Ledwo uciekłam ze świata, gdzie codzienne rozrywki towarzyskie najczęściej kończyły się poważną deprawacją na tle alkoholu i innych przyjemnych używek a już zaczyna się od nowa. W tej sytuacji muszę przyznać, że to jednak moja wina. Zawsze miałam wątpliwości odnośnie teorii o wpływie środowiskowym. Gdziekolwiek nie pojadę i, w jakie towarzystwo bym nie wpadła (czasem wielce egzaltowane a ostatnio bardzo religijne), jak magnes przyciągnę hulaszczych osobników, którzy dopiszą mnie na listę zaproszonych na kolektywną utratę kontroli w oparach wódki i dymie. Mój weekend trwał od czwartku do środy. W poniedziałek miałam już gotowy wpis o przeciętności otoczenia, kiedy zdarzyło się coś niesamowitego. Do tego stopnia zaskakującego, że dopiero dziś zaczynam wracać do normalnego stanu psycho-fizycznego.
Wezmę długą kąpiel, zbiorę myśli i wszystko opowiem, moi zepsuci.
Wezmę długą kąpiel, zbiorę myśli i wszystko opowiem, moi zepsuci.
poniedziałek, 16 sierpnia 2010
Pan Niezdecydowany i d(r)eszcz wyzwania
Trafiłam na twardego zawodnika. I nie mam tu na myśli wcale zawartości spodni, niestety. Niezdecydowany, zgodnie z moim przewidywaniem, wczoraj wytłumaczył się zawsze wszystko tłumaczącym kacem. Sprytna cholera, wiedział, że sugerując słabą kondycję fizyczną, skutecznie mnie zniechęci. Poinformował, że nie tylko nie może myśleć (to bym jeszcze przeżyła), to jeszcze nie może wykazać się żadną aktywnością ruchową. Być może nawet nie kłamał. W każdym razie podziałało. Zupełnie za to niezgodnie z moimi przewidywaniami, zaproponował spotkanie dzisiaj. Znakomicie-odżyje, wytrzeźwieje, rzuci się na mnie z nową energią. I tu znów, konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością okazała się bardzo bolesna.
Zaraz po skończonej pracy, pobiegłam do niego. Stamtąd mieliśmy ruszyć dalej na spacery, kina i jakieś tam zabawy towarzyskie, które jego miałyby odprzedmiotowić a mnie zanudzić na śmierć.
Idę do niego a głowę moją zaprząta myśl, czy powinnam się jeszcze przed wejściem pozbyć majtek. Może szybki seks a potem to całe rozmawianie. Brak majtek mógłby zdecydowanie ułatwić decyzję.
Staję przed drzwiami, on otwiera i gotowy jest do wyjścia. Ja właśnie, bujną wyobraźnią, przygotowałam się na wejście a on chce iść spacerować. Ratuje mnie nagła ulewa. Musimy przeczekać w domu. W myślach dziękuję wszystkim, którzy dziś zabili pająka.
Urocze mieszkanko kusi mnogością sprzętów, o które można się oprzeć, wskoczyć na nie, a nawet wygodnie ułożyć. Niepohamowaną pożądliwość budzi we mnie zawsze blat kuchenny. Ten wygląda idealnie.
Siadam na jego krawędzi, on podchodzi, lokuje swoje smukłe jestestwo pomiędzy moimi nogami. Odrobina czułości nie zaszkodzi. Miękki, nieśmiały pocałunek, najpierw w usta. Ostrożne dłonie na biodrach prowadzę od razu na kolana. Przygryzając zalotnie jego wargi, dłoniom od razu sugeruję, żeby powędrowały wyżej. Uwielbiam to zaskoczenie, podekscytowane zaskoczenie, kiedy okazuje się, że nie mam na sobie żadnej bariery, która komplikowałaby wzięcie mnie od razu. Bez ceregieli i zabaw w rozbieranki. Opieram głowę o wiszącą za mną szafkę i pozwalam mu bezczelnie popatrzeć. Potem wszystko idzie błyskawicznie. Jego spodnie opadają na podłogę z taniego linoleum. Mocny uścisk na biodrach ściąga mnie na samą krawędź blatu a on, zatapiając zęby w mojej szyi, wchodzi we mnie brutalnie. Słyszę tylko chrapliwe westchnięcie, kiedy zagłębia się we mnie cały. Rozpinam mu koszulę, żeby lepiej widzieć pracujące ramiona, kiedy napiera na mnie. Szaleję od widoku męskich ramion, miarowo napinających się mięśni. Wyłuskuję piersi z nieco zbyt obcisłej bluzki, żeby podsunąć mu sutki do ssania. Obejmuję go mocniej udami, niech poczuje, że nie mam zamiaru go puścić, póki nie skończy. Chowa głowę między moimi piersiami, żeby móc jednocześnie obserwować jak jego penis chowa się we mnie. Zauważyłam, że diamencik umieszczony w moim wzgórku łonowym ma moc niemal hipnotyzującą. Ostatni namiętny pocałunek i po wszystkim. Szorstki, przeciągły jęk oraz skurcz pośladków, które czuję pod łydkami, nie pozostawia wątpliwości. Odwracam jego twarz w moją stronę, żeby uchwycić ten moment. Moja chwila władzy.
Z rozkosznego odrętwienia wytrąca mnie Niezdecydowany.
-Napijesz się czegoś? Chyba szybko nie wyjdziemy przez deszcz. Może mamy inny pomysł na popołudnie?
Już chcę zupełnie poza werbalnie opowiedzieć o pomyśle, który przed chwilą zrodził się w mojej głowie, na widok jego pospolitego blatu kuchennego, kiedy szybko dodaje:
-Tylko o tym nie myśl. Dzisiaj rozmawiamy. Nic o Tobie nie wiem.
Cholera. Przeklinam wszystkich, którzy zdeptali pająka (wszyscy znają przesąd, że przez zabicie pająka pada deszcz?). Muszę się jakoś ewakuować z romantycznie nieznośnej okoliczności przyrody.
Z szacunku do drogich szpilek, które nie nadają się do podróży w deszczu, decyduję się na szklankę wody.
Kończy się parogodzinną dyskusją na tematy niebłahe. Kiedy wreszcie przestaje padać, zbieram resztki mojej ekscytacji i kieruję się ku drzwiom. Nie wytrzymuję jednak, żeby nie zapytać stojąc w już otwartych.
-Możesz iść ze mną do łóżka tylko, jak napijesz się na odwagę i puszczą Ci hamulce czy masz dzisiaj taki przewrotny humor?
-Nie mogę dać Ci wszystkiego, na co masz ochotę. Zresztą zobacz, rozmowa może być przyjemniejsza niż seks.
Tracę rezon i dudnię obcasami po schodach. Chyba szybciej, niż on ostatnio.
Ten facet wie, jak zabić proste pożądanie i zamienić je w ambicjonalne wyzwanie.
Na następne spotkanie zaproponował film. Intuicja podpowiada mi, że wybierze coś przyrodniczego. O orkach pożerających pingwiny, podstępnie zsuwając je z kry.
Zaraz po skończonej pracy, pobiegłam do niego. Stamtąd mieliśmy ruszyć dalej na spacery, kina i jakieś tam zabawy towarzyskie, które jego miałyby odprzedmiotowić a mnie zanudzić na śmierć.
Idę do niego a głowę moją zaprząta myśl, czy powinnam się jeszcze przed wejściem pozbyć majtek. Może szybki seks a potem to całe rozmawianie. Brak majtek mógłby zdecydowanie ułatwić decyzję.
Staję przed drzwiami, on otwiera i gotowy jest do wyjścia. Ja właśnie, bujną wyobraźnią, przygotowałam się na wejście a on chce iść spacerować. Ratuje mnie nagła ulewa. Musimy przeczekać w domu. W myślach dziękuję wszystkim, którzy dziś zabili pająka.
Urocze mieszkanko kusi mnogością sprzętów, o które można się oprzeć, wskoczyć na nie, a nawet wygodnie ułożyć. Niepohamowaną pożądliwość budzi we mnie zawsze blat kuchenny. Ten wygląda idealnie.
Siadam na jego krawędzi, on podchodzi, lokuje swoje smukłe jestestwo pomiędzy moimi nogami. Odrobina czułości nie zaszkodzi. Miękki, nieśmiały pocałunek, najpierw w usta. Ostrożne dłonie na biodrach prowadzę od razu na kolana. Przygryzając zalotnie jego wargi, dłoniom od razu sugeruję, żeby powędrowały wyżej. Uwielbiam to zaskoczenie, podekscytowane zaskoczenie, kiedy okazuje się, że nie mam na sobie żadnej bariery, która komplikowałaby wzięcie mnie od razu. Bez ceregieli i zabaw w rozbieranki. Opieram głowę o wiszącą za mną szafkę i pozwalam mu bezczelnie popatrzeć. Potem wszystko idzie błyskawicznie. Jego spodnie opadają na podłogę z taniego linoleum. Mocny uścisk na biodrach ściąga mnie na samą krawędź blatu a on, zatapiając zęby w mojej szyi, wchodzi we mnie brutalnie. Słyszę tylko chrapliwe westchnięcie, kiedy zagłębia się we mnie cały. Rozpinam mu koszulę, żeby lepiej widzieć pracujące ramiona, kiedy napiera na mnie. Szaleję od widoku męskich ramion, miarowo napinających się mięśni. Wyłuskuję piersi z nieco zbyt obcisłej bluzki, żeby podsunąć mu sutki do ssania. Obejmuję go mocniej udami, niech poczuje, że nie mam zamiaru go puścić, póki nie skończy. Chowa głowę między moimi piersiami, żeby móc jednocześnie obserwować jak jego penis chowa się we mnie. Zauważyłam, że diamencik umieszczony w moim wzgórku łonowym ma moc niemal hipnotyzującą. Ostatni namiętny pocałunek i po wszystkim. Szorstki, przeciągły jęk oraz skurcz pośladków, które czuję pod łydkami, nie pozostawia wątpliwości. Odwracam jego twarz w moją stronę, żeby uchwycić ten moment. Moja chwila władzy.
Z rozkosznego odrętwienia wytrąca mnie Niezdecydowany.
-Napijesz się czegoś? Chyba szybko nie wyjdziemy przez deszcz. Może mamy inny pomysł na popołudnie?
Już chcę zupełnie poza werbalnie opowiedzieć o pomyśle, który przed chwilą zrodził się w mojej głowie, na widok jego pospolitego blatu kuchennego, kiedy szybko dodaje:
-Tylko o tym nie myśl. Dzisiaj rozmawiamy. Nic o Tobie nie wiem.
Cholera. Przeklinam wszystkich, którzy zdeptali pająka (wszyscy znają przesąd, że przez zabicie pająka pada deszcz?). Muszę się jakoś ewakuować z romantycznie nieznośnej okoliczności przyrody.
Z szacunku do drogich szpilek, które nie nadają się do podróży w deszczu, decyduję się na szklankę wody.
Kończy się parogodzinną dyskusją na tematy niebłahe. Kiedy wreszcie przestaje padać, zbieram resztki mojej ekscytacji i kieruję się ku drzwiom. Nie wytrzymuję jednak, żeby nie zapytać stojąc w już otwartych.
-Możesz iść ze mną do łóżka tylko, jak napijesz się na odwagę i puszczą Ci hamulce czy masz dzisiaj taki przewrotny humor?
-Nie mogę dać Ci wszystkiego, na co masz ochotę. Zresztą zobacz, rozmowa może być przyjemniejsza niż seks.
Tracę rezon i dudnię obcasami po schodach. Chyba szybciej, niż on ostatnio.
Ten facet wie, jak zabić proste pożądanie i zamienić je w ambicjonalne wyzwanie.
Na następne spotkanie zaproponował film. Intuicja podpowiada mi, że wybierze coś przyrodniczego. O orkach pożerających pingwiny, podstępnie zsuwając je z kry.
niedziela, 15 sierpnia 2010
Pan Niezdecydowany
Niedawno dość definitywnie zmieniłam swoje życie i przebywam aktualnie w zupełnie nowej czasoprzestrzeni. Z większością dotychczasowych kochanków rozwiązałam umowę o współpracy i poszukuję nowych. Jak zmiana, to zmiana. Pozostał tylko jeden najwierniejszy, ale o nim innym razem.
Wczoraj spotkałam Niezdecydowanego. Nie pierwszy raz się widzieliśmy. Poznała nas wspólna znajoma i już przy pierwszej okazji wylądowaliśmy w łóżku. Było słodko-gorzko. Najpierw miła rozmowa, potem wspólny taniec. Następnie obściskiwanie w drodze do mojego mieszkania i krótkie postoje w zaułkach na odrobinę pieszczot przed kategoryczną konsumpcją. U mnie długi, namiętny i nieperwersyjny seks. A rano? Ucieczka. Niby okraszona zapewnieniem o ponownym spotkaniu, ale znam ten mechanizm. Widzę to w oczach. Paniczna chęć ewakuacji. Nie chciałam tworzyć ciśnienia, więc pozwoliłam uciec. Nie dzwoniłam, nie pisałam. Czekałam. Wiedziałam, że za tydzień będzie okazja do spotkania, w związku z proszoną kolacyjką wspólnej znajomej. I owszem, spotkaliśmy się. Na początku było nijak, potem kilka gestów, które ośmielone zostały trunkami wysokoprocentowymi. I... ucieczka. Bez pożegnania nawet. Nie ukrywam, że po kilku tańcach i paru pocałunkach liczyłam na gorące rozwinięcie.
Następnego dnia puszczam krótką wiadomość tekstową: "unik? nic na siłę. mam wolny weekend. przemyśl to." W odpowiedzi: "na pewno się spotkamy. a kiedy? czas pokaże". Odpuszczam. A potem mówią o kobietach, że mówią nie a myślą tak! Szczerzy i odważni mężczyźni. Ech. Odpuszczam.
I nagle w sobotę, pochłonięta znakomitą książką, słyszę sygnał. Dzwoni Niezdecydowany. Znakomicie. Cóż lepszego może mnie spotkać w sobotni wieczór od uroczego towarzystwa jego smukłego ciała i całkiem niezłego przyrodzenia?
-Gdzie jesteś?
-Siedzę w knajpce X nad mrożoną kawą i czytam książkę
-Znakomicie, masz niedaleko. Jestem w parku. Przyjdź tu.
Pobrzmiewa poleceniem. Chyba się zdecydował. Lubię, kiedy wiedzą, czego chcą i potrafią to artykułować. Idę.
A tam znajomi, grill, piwko, sielanka. Jest 15. Jestem niecierpliwa i rozmowa owszem chętnie, ale najlepiej po. Nic z tego, siedzimy w niezaprzeczalnie czarującym towarzystwie do późnej nocy. W końcu, dostatecznie upojeni alkoholem w pobliskiej knajpie nad rzeką, rezygnujemy z pozorów. Zaczynamy się całować przy znajomych. Ci, szybko odnajdując się w atmosferze, uciekają. Wspaniale.
-U mnie?
-Dobrze.
Idziemy do mojego mieszkania. Mając przed sobą daleką drogę, korzystamy z drzew, ławek, płotów, żeby na chwilę zasmakować siebie zanim, w końcu, swobodnie ułożymy się na moim miękkim dywanie. Nagle pada:
-Przepraszam, nie mogę.
-Jezu! Czemu?
-Seks z Tobą jest wspaniały (nędzny komplement, aby złagodzić wydźwięk kolejnych słów), ale to zbyt intymne dla mnie. Nie znamy się. Ty nie szukasz związku, ja czuję coś do innej kobiety. To oszustwo, co robimy.
Co mogę powiedzieć? Podobno kobiety takie uczuciowe a tu taka niespodzianka. On nie może, bo mnie nie kocha. Cholera. Odpuszczam.
-Okey. Możemy wypić wino u mnie i obejrzeć film. Jak przyjaciele. Po prostu.
Mówiąc to, ani przez chwilę nie wierzę, że tak będzie. Wiem, że, jeśli się zgodzi na taki tani wybieg, to znaczy, że szuka sobie jakiejś wymówki. Pozostać w zgodzie ze swoimi sumieniem i móc zawsze powiedzieć, że chciał mnie tylko grzecznie odprowadzić do domu a resztę zrobiła ta podstępna uwodzicielka. Wygodnie. Przynajmniej dla jego kruchej emocjonalności.
-Dobrze.
Jest mój. Oczyścił się. Powiedział swoje. Nie wyjdzie na skurwysyna. Teraz może już dać się uwieść.
Moja intuicja rzadko myli się w takich kwestiach. Filmu nawet nie włączamy. Wypijamy wino i wrażliwcowi kolejny krok dyktuje mniej zależna emocjonalnie głowa. Między jednym a drugim orgazmem, dowiaduję się, że ten niemal 30 letni chłopaczek doznał rozkoszy w ramionach kobiety zaledwie z dwiema partnerkami. Kto by pomyślał, a taki chojrak się wydaje.
Z niewinnym uśmiechem przyjmuję peany pod adres kunsztu mojej ars amandi. Kiedy biorę jego penisa do ust, mało nie traci przytomności. Bawię się z nim powoli. Niezaprawiony w bojach może mieć małą wytrzymałość a ja mam duży apetyt.
Swoją drogą, istnieje pewna prawidłowość, dość zadziwiająca dla mnie. Kobiety, które kochają swoich partnerów seksualnych, bardzo słabo robią laskę. Sądzę, że wynika to ze wstydu i obawy, jak spojrzy na mnie następnego dni. A przecież fellatio to wyraz skrajnego podporządkowania, powinno być robione z lekką perwersją. Patrząc mu w oczy, kiedy jego penis coraz głębiej penetruje gardło. Dać się upokorzyć i zniewolić. To zupełnie inny rytuał od klasycznej minety, która jest raczej słodka i wyraża dbałość oraz czułość w stosunku do kobiecej przyjemności.
Wracając do Niezdecydowanego. Bierze mnie później na podłodze, dywanie, biurku, fotelu, w końcu łóżku. Na jego twarzy nie ma cienia wcześniejszej refleksji o wzniosłości aktu między osobami darzącymi się nieracjonalnym uczuciem. Kończymy przed 6 rano. Wycieńczeni, mokrzy, zdecydowanie zadowoleni.
Co Niezdecydowany robi po przebudzeniu? Wymyśla jakąś bzdurkę i szykuje do ucieczki.
-Żałujesz, kiedy trzeźwiejesz?
-Nie. To nie tak. Po prostu muszę coś pozałatwiać ale popołudniu chodźmy do kina. Zadzwonię. Pa.
Słodki buziak w usta, policzek i czoło.
Stoję w drzwiach słuchając, jak jego kroki dudnią na schodach. Prawie biegnie. Nawet nie sprawdzam repertuaru. Za parę godzin dostanę smsa o treści:"coś mi wypadło. przepraszam. do następnego." Jeśli się mylę, zamieszczę skruszone sprostowanie.
Po co w ogóle to kino? Czemu nie zjeść razem śniadania i wrócić na dwie godziny do łóżka? Ach, zapomniałam, po propozycji śniadania, przypomniało mu się, że czegoś na pewno nie możemy.
-Śniadanie? Nie. Nie mogę z Tobą jeść. To zbyt intymne i osobiste. Nie mógłbym.
Seks, jedzenie... piramida potrzeb mi się od razu rzuca.
Spałem z nią w jednej pościeli, piłem, oddychałem tym samym powietrzem, uprawiałem dziki seks, ale na szczęście nie jadłem. Jestem uratowany.
Nie mogę go rozszyfrować. Boi się powiedzieć prawdę, musi ją więc, uważać za wstydliwą. Czego może się przede mną wstydzić? Chyba nie przyszło mu do głowy zakochiwać się w zimnej suce, która od początku zaznaczyła granice relacji. Żadnych obietnic. Żadnych aktów własności. Żadnych zobowiązań. W końcu zwykle najbardziej pożądamy tego, czego mieć nie możemy.
Nie zakochuj się, Skarbie. Kochaj mnie, najlepiej na dywanie.
Wczoraj spotkałam Niezdecydowanego. Nie pierwszy raz się widzieliśmy. Poznała nas wspólna znajoma i już przy pierwszej okazji wylądowaliśmy w łóżku. Było słodko-gorzko. Najpierw miła rozmowa, potem wspólny taniec. Następnie obściskiwanie w drodze do mojego mieszkania i krótkie postoje w zaułkach na odrobinę pieszczot przed kategoryczną konsumpcją. U mnie długi, namiętny i nieperwersyjny seks. A rano? Ucieczka. Niby okraszona zapewnieniem o ponownym spotkaniu, ale znam ten mechanizm. Widzę to w oczach. Paniczna chęć ewakuacji. Nie chciałam tworzyć ciśnienia, więc pozwoliłam uciec. Nie dzwoniłam, nie pisałam. Czekałam. Wiedziałam, że za tydzień będzie okazja do spotkania, w związku z proszoną kolacyjką wspólnej znajomej. I owszem, spotkaliśmy się. Na początku było nijak, potem kilka gestów, które ośmielone zostały trunkami wysokoprocentowymi. I... ucieczka. Bez pożegnania nawet. Nie ukrywam, że po kilku tańcach i paru pocałunkach liczyłam na gorące rozwinięcie.
Następnego dnia puszczam krótką wiadomość tekstową: "unik? nic na siłę. mam wolny weekend. przemyśl to." W odpowiedzi: "na pewno się spotkamy. a kiedy? czas pokaże". Odpuszczam. A potem mówią o kobietach, że mówią nie a myślą tak! Szczerzy i odważni mężczyźni. Ech. Odpuszczam.
I nagle w sobotę, pochłonięta znakomitą książką, słyszę sygnał. Dzwoni Niezdecydowany. Znakomicie. Cóż lepszego może mnie spotkać w sobotni wieczór od uroczego towarzystwa jego smukłego ciała i całkiem niezłego przyrodzenia?
-Gdzie jesteś?
-Siedzę w knajpce X nad mrożoną kawą i czytam książkę
-Znakomicie, masz niedaleko. Jestem w parku. Przyjdź tu.
Pobrzmiewa poleceniem. Chyba się zdecydował. Lubię, kiedy wiedzą, czego chcą i potrafią to artykułować. Idę.
A tam znajomi, grill, piwko, sielanka. Jest 15. Jestem niecierpliwa i rozmowa owszem chętnie, ale najlepiej po. Nic z tego, siedzimy w niezaprzeczalnie czarującym towarzystwie do późnej nocy. W końcu, dostatecznie upojeni alkoholem w pobliskiej knajpie nad rzeką, rezygnujemy z pozorów. Zaczynamy się całować przy znajomych. Ci, szybko odnajdując się w atmosferze, uciekają. Wspaniale.
-U mnie?
-Dobrze.
Idziemy do mojego mieszkania. Mając przed sobą daleką drogę, korzystamy z drzew, ławek, płotów, żeby na chwilę zasmakować siebie zanim, w końcu, swobodnie ułożymy się na moim miękkim dywanie. Nagle pada:
-Przepraszam, nie mogę.
-Jezu! Czemu?
-Seks z Tobą jest wspaniały (nędzny komplement, aby złagodzić wydźwięk kolejnych słów), ale to zbyt intymne dla mnie. Nie znamy się. Ty nie szukasz związku, ja czuję coś do innej kobiety. To oszustwo, co robimy.
Co mogę powiedzieć? Podobno kobiety takie uczuciowe a tu taka niespodzianka. On nie może, bo mnie nie kocha. Cholera. Odpuszczam.
-Okey. Możemy wypić wino u mnie i obejrzeć film. Jak przyjaciele. Po prostu.
Mówiąc to, ani przez chwilę nie wierzę, że tak będzie. Wiem, że, jeśli się zgodzi na taki tani wybieg, to znaczy, że szuka sobie jakiejś wymówki. Pozostać w zgodzie ze swoimi sumieniem i móc zawsze powiedzieć, że chciał mnie tylko grzecznie odprowadzić do domu a resztę zrobiła ta podstępna uwodzicielka. Wygodnie. Przynajmniej dla jego kruchej emocjonalności.
-Dobrze.
Jest mój. Oczyścił się. Powiedział swoje. Nie wyjdzie na skurwysyna. Teraz może już dać się uwieść.
Moja intuicja rzadko myli się w takich kwestiach. Filmu nawet nie włączamy. Wypijamy wino i wrażliwcowi kolejny krok dyktuje mniej zależna emocjonalnie głowa. Między jednym a drugim orgazmem, dowiaduję się, że ten niemal 30 letni chłopaczek doznał rozkoszy w ramionach kobiety zaledwie z dwiema partnerkami. Kto by pomyślał, a taki chojrak się wydaje.
Z niewinnym uśmiechem przyjmuję peany pod adres kunsztu mojej ars amandi. Kiedy biorę jego penisa do ust, mało nie traci przytomności. Bawię się z nim powoli. Niezaprawiony w bojach może mieć małą wytrzymałość a ja mam duży apetyt.
Swoją drogą, istnieje pewna prawidłowość, dość zadziwiająca dla mnie. Kobiety, które kochają swoich partnerów seksualnych, bardzo słabo robią laskę. Sądzę, że wynika to ze wstydu i obawy, jak spojrzy na mnie następnego dni. A przecież fellatio to wyraz skrajnego podporządkowania, powinno być robione z lekką perwersją. Patrząc mu w oczy, kiedy jego penis coraz głębiej penetruje gardło. Dać się upokorzyć i zniewolić. To zupełnie inny rytuał od klasycznej minety, która jest raczej słodka i wyraża dbałość oraz czułość w stosunku do kobiecej przyjemności.
Wracając do Niezdecydowanego. Bierze mnie później na podłodze, dywanie, biurku, fotelu, w końcu łóżku. Na jego twarzy nie ma cienia wcześniejszej refleksji o wzniosłości aktu między osobami darzącymi się nieracjonalnym uczuciem. Kończymy przed 6 rano. Wycieńczeni, mokrzy, zdecydowanie zadowoleni.
Co Niezdecydowany robi po przebudzeniu? Wymyśla jakąś bzdurkę i szykuje do ucieczki.
-Żałujesz, kiedy trzeźwiejesz?
-Nie. To nie tak. Po prostu muszę coś pozałatwiać ale popołudniu chodźmy do kina. Zadzwonię. Pa.
Słodki buziak w usta, policzek i czoło.
Stoję w drzwiach słuchając, jak jego kroki dudnią na schodach. Prawie biegnie. Nawet nie sprawdzam repertuaru. Za parę godzin dostanę smsa o treści:"coś mi wypadło. przepraszam. do następnego." Jeśli się mylę, zamieszczę skruszone sprostowanie.
Po co w ogóle to kino? Czemu nie zjeść razem śniadania i wrócić na dwie godziny do łóżka? Ach, zapomniałam, po propozycji śniadania, przypomniało mu się, że czegoś na pewno nie możemy.
-Śniadanie? Nie. Nie mogę z Tobą jeść. To zbyt intymne i osobiste. Nie mógłbym.
Seks, jedzenie... piramida potrzeb mi się od razu rzuca.
Spałem z nią w jednej pościeli, piłem, oddychałem tym samym powietrzem, uprawiałem dziki seks, ale na szczęście nie jadłem. Jestem uratowany.
Nie mogę go rozszyfrować. Boi się powiedzieć prawdę, musi ją więc, uważać za wstydliwą. Czego może się przede mną wstydzić? Chyba nie przyszło mu do głowy zakochiwać się w zimnej suce, która od początku zaznaczyła granice relacji. Żadnych obietnic. Żadnych aktów własności. Żadnych zobowiązań. W końcu zwykle najbardziej pożądamy tego, czego mieć nie możemy.
Nie zakochuj się, Skarbie. Kochaj mnie, najlepiej na dywanie.
Borderline-wstęp o życiu na krawędzi
W życiu najbardziej pociągają mnie skrajne emocje. Podobno jestem od nich uzależniona. Podobno ma to nawet nazwę: borderline. Zaburzenie z pogranicza. Dobrze brzmi, kiedy chce się coś usprawiedliwić i zupełnie nic nie znaczy, kiedy budzisz się następnego dnia, oglądasz najpierw sufit, potem rozglądasz się dokoła i wiesz już, że noc była bardziej niż owocna. Rzadko żałuję. Przyglądam się facetowi obok i próbuję poskładać rozsypane, niewyraźne wspomnienia w spójną całość. Alkohol zwykle jest dodatkiem do tego, co i tak chciałam zrobić.
Podobno 8 na 10 borderlinowców ma problemy z alkoholem. Nie wiem, czy mam problem, ale odmawiać sobie nie lubię. A ponad wszystko uwielbiam różowe wino.
Przydałoby się trochę wstępu, wytłumaczenia, zanim przejdę do szczegółów.
W jakiś niezrozumiały dla mnie sposób emancypacja niemal zupełnie ominęła sferę życia najbardziej podstawową, w pewien sposób nawet prymitywnie oczywistą. Seks. Kobiety głosują, noszą spodnie ale wciąż nie wolno im czerpać dzikiej przyjemności z seksu. Tym bardziej, kiedy nie mają stałego partnera, któremu, w domyśle, muszą chcieć urodzić gromadkę dzieci. A już niewiarygodnym wyuzdaniem jest pożądanie odczuwane w stosunku do wielu mężczyzn. Nimfomanka. I to nie biedna nimfomanka (to przecież zespół chorobowy), tylko obrzydliwa, amoralna, pozbawiona zahamowań dziwka. Gorsza nawet niż dziwka, bo dziwka robi to dla pieniędzy a przecież pieniądze są w naszym świecie powodem dalece bardziej racjonalnym niż przyjemność.
Lubię szczere układy. Mówię mężczyźnie, że nie szukam męża. Zwykle staram się wybierać takich, żebym mogła z czystym sumieniem zjeść z nimi kolację, napić się wina, czasem wyjść na imprezę, porozmawiać, kochać się i słodko pożegnać. Wracam do moich kochanków. Lubię poznawać ich lepiej. Uczyć się ich. Po pierwszej, drugiej, wspólnej nocy, znam wszystkie westchnięcia. Bezbłędnie poznaję, kiedy mam spojrzeć mu głęboko w oczy, bo właśnie dochodzi we mnie. Lubię to oglądać. Lubię widzieć jego zupełną bezbronność w moich ramionach. Jeszcze przed chwilą był panem sytuacji, teraz, na moment, jest słodkim, bezradnym kociakiem. Patrząc na niego dochodzącego czuję prawdziwą władzę. Zaciskające się powieki i mimowolne napięcie wszystkich mięśni smakują zwycięstwem.
Każdego z nich kocham. Nie tylko fizycznie. Przez tą jedną noc, kocham całą sobą. Składam się ofiarnie na ołtarzu pulsującej emocji. Z oddaniem dbam o każdy kawałek jego ciała. Nic mnie tak nie kręci, jak widzieć, że on szaleje z pożądania.
Powiedział mi to kiedyś uroczy, młodziutki Grek, z którym miałam przelotny romans na wakacjach. Leżeliśmy wycieńczeni, lepcy od potu w jego mieszkaniu. On nagle patrzy mi w oczy i słabą angielszczyzną wyznaje miłość. I love You. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. To nie była nasza pierwsza noc, ale wydawało się, że układ jest dość jasny. Szybko wytłumaczył mi, że on owszem, ale tylko tonight, tylko now. Piękne. Bardzo ciepło go wspominam.
Tyle tytułem wstępu.
Podobno 8 na 10 borderlinowców ma problemy z alkoholem. Nie wiem, czy mam problem, ale odmawiać sobie nie lubię. A ponad wszystko uwielbiam różowe wino.
Przydałoby się trochę wstępu, wytłumaczenia, zanim przejdę do szczegółów.
W jakiś niezrozumiały dla mnie sposób emancypacja niemal zupełnie ominęła sferę życia najbardziej podstawową, w pewien sposób nawet prymitywnie oczywistą. Seks. Kobiety głosują, noszą spodnie ale wciąż nie wolno im czerpać dzikiej przyjemności z seksu. Tym bardziej, kiedy nie mają stałego partnera, któremu, w domyśle, muszą chcieć urodzić gromadkę dzieci. A już niewiarygodnym wyuzdaniem jest pożądanie odczuwane w stosunku do wielu mężczyzn. Nimfomanka. I to nie biedna nimfomanka (to przecież zespół chorobowy), tylko obrzydliwa, amoralna, pozbawiona zahamowań dziwka. Gorsza nawet niż dziwka, bo dziwka robi to dla pieniędzy a przecież pieniądze są w naszym świecie powodem dalece bardziej racjonalnym niż przyjemność.
Lubię szczere układy. Mówię mężczyźnie, że nie szukam męża. Zwykle staram się wybierać takich, żebym mogła z czystym sumieniem zjeść z nimi kolację, napić się wina, czasem wyjść na imprezę, porozmawiać, kochać się i słodko pożegnać. Wracam do moich kochanków. Lubię poznawać ich lepiej. Uczyć się ich. Po pierwszej, drugiej, wspólnej nocy, znam wszystkie westchnięcia. Bezbłędnie poznaję, kiedy mam spojrzeć mu głęboko w oczy, bo właśnie dochodzi we mnie. Lubię to oglądać. Lubię widzieć jego zupełną bezbronność w moich ramionach. Jeszcze przed chwilą był panem sytuacji, teraz, na moment, jest słodkim, bezradnym kociakiem. Patrząc na niego dochodzącego czuję prawdziwą władzę. Zaciskające się powieki i mimowolne napięcie wszystkich mięśni smakują zwycięstwem.
Każdego z nich kocham. Nie tylko fizycznie. Przez tą jedną noc, kocham całą sobą. Składam się ofiarnie na ołtarzu pulsującej emocji. Z oddaniem dbam o każdy kawałek jego ciała. Nic mnie tak nie kręci, jak widzieć, że on szaleje z pożądania.
Powiedział mi to kiedyś uroczy, młodziutki Grek, z którym miałam przelotny romans na wakacjach. Leżeliśmy wycieńczeni, lepcy od potu w jego mieszkaniu. On nagle patrzy mi w oczy i słabą angielszczyzną wyznaje miłość. I love You. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. To nie była nasza pierwsza noc, ale wydawało się, że układ jest dość jasny. Szybko wytłumaczył mi, że on owszem, ale tylko tonight, tylko now. Piękne. Bardzo ciepło go wspominam.
Tyle tytułem wstępu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)