Pijaństwo i rozpasanie wszędzie mnie dopadnie. Ledwo uciekłam ze świata, gdzie codzienne rozrywki towarzyskie najczęściej kończyły się poważną deprawacją na tle alkoholu i innych przyjemnych używek a już zaczyna się od nowa. W tej sytuacji muszę przyznać, że to jednak moja wina. Zawsze miałam wątpliwości odnośnie teorii o wpływie środowiskowym. Gdziekolwiek nie pojadę i, w jakie towarzystwo bym nie wpadła (czasem wielce egzaltowane a ostatnio bardzo religijne), jak magnes przyciągnę hulaszczych osobników, którzy dopiszą mnie na listę zaproszonych na kolektywną utratę kontroli w oparach wódki i dymie. Mój weekend trwał od czwartku do środy. W poniedziałek miałam już gotowy wpis o przeciętności otoczenia, kiedy zdarzyło się coś niesamowitego. Do tego stopnia zaskakującego, że dopiero dziś zaczynam wracać do normalnego stanu psycho-fizycznego.
Wezmę długą kąpiel, zbiorę myśli i wszystko opowiem, moi zepsuci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz