sobota, 28 sierpnia 2010

Model i brutalne niespodzianki

W wszystko zaczęło się w piątek. Najpierw niezobowiązujące wyjście na wydarzenie tak męskie, że mało nie udusiłam się buzującym testosteronem. Niezwykle egzotyczne przeżycie. Rewelacyjne. Potem równie niezobowiązujący wypad do knajpki a tam znajomy znajomego. Dostatecznie upojona uznałam towarzystwo tegoż znajomego znajomego (nazwijmy go Modelem) za niegroźne i mało obiecujące. Ewentualne próby zwrócenia mojej uwagi (sądząc po wydarzeniach parę dni później, musiały takowe nastąpić), zbyłam i pominęłam.
Weekend był niezwykle mało owocny. Najbardziej erotycznym jego doznaniem było robienie pijackich, nieco roznegliżowanych zdjęć przez świeżo odkrytą adeptkę tej zacnej sztuki. Ze znajomości tej wyniknie może jakaś dziko erotyczna sesja.
Pozostając w nastroju lekkiego znużenia i rozczarowania, niedzielę spędziłam wylegując się w łóżku. Wieczorem odebrałam wiadomość od Modela:
„Może jutro jakiś film wieczorem u Ciebie? Wpadnę z winem.”
Nie miałam żadnych planów i nie wyczułam niebezpieczeństwa. Moja, zwykle niezawodna, intuicja, uśpiona widocznie została potężnym dawkami alkoholu. Uznałam to za gest przyjacielski. Nowy Świat, w którym mieszkam, nie obfituje na razie wieloma takimi przyjemnymi znajomościami, więc wyraziłam pełną aprobatę dla takiego trywialnie uroczego pomysłu.
Gdzie była moja intuicja? Jak pozwoliła się tak zmylić? Poniedziałkowy wieczór był tym bardziej ekscytujący, bo bardzo zaskakujący.
Około 21 w moich drzwiach pojawił się chłopak (przepraszam, chyba już mężczyzna). Po kilku kieliszkach i nieustającej rozmowie na tematy błahe i przyjemne, przyniesiony film oficjalnie przenieśliśmy w sferę niemożliwości. Pierwsze nieśmiałe czułe gesty zupełnie zapowiadały ognia, który miał niebawem nastąpić.
Po pierwsze. Dziękuję bogom, że jeszcze czasem obdarzają mężczyzn umiejętnością rozpalenia kobiety pocałunkiem. Tak rzadko zdarzają się usta, które zaczynają do delikatnych muśnięć, żeby dojść do stanowczego zbliżenia a skończyć na zachłannym wbiciu się w wargi a wciąż należą do ewidentnego posiadacza chromosomu Y. Cudownie.
Później, w ramach aperitifu, dostałam rozkaz położenia się i rozebrania do masażu. Przyznajcie, że pełen profesjonalizm! I tu następuje kolejne zaskoczenie. Oczywiście wiedziałam, że dla Modela ciało jest narzędziem pracy i sposobem na zadbanie o przyzwoite trunki przywożone uwodzonym znajomym. Nie spodziewałam się jednak tak niezwykłego ciała. Kiedy tylko zaczął mnie masować, poczułam, że ma niezaprzeczalnie dużo siły. Mocne, zdecydowane dłonie dotykały mnie z taką subtelną siłą, że nie dało się nie wyczuć, jak spinają się mięśnie jego ramion. Mówiłam już, że szaleję na punkcie ramion? Absolutnie, jest to moja ulubiona część mężczyzny. Może oprócz ewidentnego waloru wizualnego, jest to jakaś skrywana potrzeba silnego mężczyzny, w którego ramiona schowam się przed złem świata. Teraz to wymyśliłam.
Zawsze fantazjowałam leżąc na stole do masażu, że kiedy masażysta skończy z moimi plecami, odwróci mnie i weźmie, taką rozgrzaną, mruczącą z rozkoszy. Ale z masażystami absolutnie profesjonalnymi jest zwykle tak, że to wyjątkowo mało urodziwi profesjonaliści.
Ale Model. Robi mi masaż i widzę, że technikę opanował idealnie. Masuje moje plecy, ramiona, ręce. Wygina rękę w swoją stronę i nie przestając masować, zaczyna ssać moje palce. Doskonale wie, jak sprawić, że kobieta się sama na niego w końcu rzuci.
Ja zaczynam się już lekko gotować a on zsuwa wprawnym ruchem moje spodnie. Powoli, całując najpierw moje pośladki, zagłębił się językiem między moimi udami.
Masaż, cunnilingus…? Dobrze Cię koleżanki z show businessu wyćwiczyły.
Na przemian całując, ssąc i podgryzając doprowadzał mnie do pełnej rozkoszy. Bardzo skutecznie, bo w spazmach i jękach wiłam się pod nim, czekając aż przejdziemy do dania głównego. I tu znów zaskoczenie. Czuły i skupiony na mnie lew salonowy, przeciąga się i widząc, że ofiara jest gotowa do konsumpcji, przystępuję do rozszarpywania. Rzuca mną brutalnie i mocno o łóżko, szybko i sprawnie pozbywa się zbędnego odzienia, które mu pozostało i przyciskając do podłoża, bierze. Wygina ręce i motywowany moimi coraz głośniejszymi westchnieniami, robi się coraz gwałtowny.
Nie ma nic bardziej podniecającego, niż dziko podniecony facet, który bierze cię, jak swoją własność.
Palcami szczypiąc moje sutki, łączy moje uda, żebym poczuła go jeszcze mocniej. Rozkoszny ból rozchodzi się po całym moim ciele. Kiedy odlatuję, on dochodzi zostawiając dowód namiętności na moich plecach.
Cudownie. I pustka w głowie. Nieśmiertelność.
Po regulaminowych 15 minutach odpoczynku, biorę się za niego jeszcze raz. Odwdzięczam się za wcześniejsze wyczyny oralne równie pięknie. Z niebywałą radością konstatuję, że to nie moja wyobraźnia lecz prawdziwy penis w rozmiarze zupełnie-nie-europejskim. I tu znów, po chwili czułości, przemoc bierze górę. On przemocą bierze mnie. Łapie za włosy, mruczy, jak mu dobrze. Po zabawie w „jak dużo go zmieścisz”, przechodzimy do brania na poważnie. Tym razem, mam okazję przyjrzeć się tym znakomitym ramionom, idealnej klatce piersiowej i kaloryferowi na brzuszku. Wspaniale, kiedy widok sprawia niemal taką przyjemność, jak wrażenia fizyczne.
Kiedy zarzuca sobie moje nogi na ramiona, palcami błądzi w okolicach mojej łechtaczki, czuję, że umrę w jego ramionach i będzie to najpiękniejsza śmierć, jaką mogłabym sobie wyobrazić. Fala nieposkromionego orgazmu spływa na mnie w momencie, kiedy bierze do ust moje palce u stóp. Chwilę później i on szczytuje.
Padamy obok siebie bosko wykończeni. Zasypiamy przytuleni, jak kociaki. Ja w tonąc w jego ramionach, on tonąc w moich włosach.
Rano szybciutko żegna się i ucieka. A szkoda, bo miałam ochotę na dogrywkę.
Następnie wyjeżdża z mojego Nowego Świata, o ironio, do mojego Starego Świata. Na szczęście wybieram się tam na weekend następny i planuję przekonać się, czy to naprawdę taki profesjonalista czy miał wybitnie dobry dzień.
Tak bardzo zajął moją głowę, że ciało zupełnie straciło lubieżną chuć. Weekend mija mi, więc, w samym dymie i nad kieliszkiem. Prawdziwa miłość od pierwszego włożenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz