niedziela, 26 czerwca 2011

Traktat o łuskaniu mężczyzny; cz. II: Zagrajmy w rytuał

Przy niezawodnym towarzystwie kieliszka różowego wina oraz dymiącej, zakazanej substancji, kontynuuję moje dywagacje.
Jakaż to ironia, że błogosławione przez wszystkich właściwych bogów, dwie połówki jabłka, to akurat mężczyzna i kobieta. Konstrukcja emocjonalna mężczyzn jest diametralnie różna od konstrukcji kobiecej. Słaba, piękna, puchu marna płeć moja; jak gęś głupia; poszukuje stabilizacji. Mama mi powtarzała, że mężczyźni nie dorastają, tylko zabawki mają droższe. A my? Od lat pacholęcych tłuczemy zabawę w domu z barbie i kenem czy kulfonem i moniką. Potem i powiększonej kontynuacji pragniemy w dorosłym życiu. Oni mają wyścigówki i karabin na wodę a my gary i różowy produkt powtarzający: mama po naciśnięciu. I każde z nas pcha się potem na oślep w ten schemat. Nauczane z pokolenia na pokolenie sposoby na rozkochanie w sobie kobiety, są tak powszechnie znane: chwaścik, kolacja z uważnym słuchaniem oraz wytrzymanie 10 minut po bzykaniu, żeby się lala wygadała. Proste i nikt w zasadzie się nie awanturuje, że do baby trzeba się schylić. Wiedza, jak zająć się mężczyzną, jak go dopieścić w głowę i oczarować; jest nadal tabu. Ktoś nawet twierdził, że kobita najlepiej, żeby cierpliwie czekała, aż on się postara: "toż nie wypada, waćpanno!". Gdyby jednak poświęcić chwilę refleksji enigmatycznej (a w ostatecznym rozrachunku, nader prostej) konstrukcji męskiej, podejście takowego jest absolutnie oczywiste.
Redaktor powoli pozwala się uwodzić. A ja, jak przystało na bacznego obserwatora, podejmuję jego grę. O dziwo, wystarczy czasem zamknąć paszczę, pozwolić jemu coś powiedzieć albo z nim pomilczeć, a efekty są piorunujące. Dzięki milczeniu, najlepiej poznałam ludzi. Chwila ciszy zawsze wyciąga z ludzi prawdę. Pierwsza rzecz, jaka zostanie powiedziana po parunastu sekundach ciszy, jest najbardziej autentycznym, co ludzie mają do powiedzenia.
-zmiana tematu: tamten jest wyeksploatowany, ktoś chce uciec/ukryć/skończyć coś
-nagła konstatacja na zaskakujący temat: o tym naprawdę myśli
-zapytanie czemu druga osoba milczy: nerwowość lub troska/prawdziwe zainteresowanie
Mężczyźni lubią milczeć, ciszę odbierają jako stan naturalny. Kobiety dokładnie na odwrót niestety.
Lubię milczeć z Redaktorem. Swobodnie, z poczuciem nieustającej przewagi, odkrywa przede mną kolejne swoje karty. Martwi się pracą, potrzebuje się wygadać, chce się popisać.
Pokazywał mi ostatnio zdjęcia panienki, która będąc jego podwładną w pracy, zupełnie nieoczekiwanie postanowiła służyć mu pomocą również w rozładowaniu buzującego napięcia seksualnego. Posuwał ją na stole konferencyjnym przy niemal (wciąż nie w pełni) pustej redakcji. Dumny jak paw prezentował możliwości uwiecznienia wąskich kadrów przez iphone`a. Podwładna zresztą nie byle jakiej urody, choć wciąż z 10 lat ode mnie mniej jędrna.
Rytuał godowy podjęty.

Nie namyślałam się długo.
-Niezła. Ale dobrze sobie z tym radzisz?-spytałam od niechcenia
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Miałam ostatnio taką sytuację. Spał u mnie znajomy Model. Znakomite ciało, całkiem zabawny i niezwykle sprawny w sypialni ale rano...
Połączenie ciekawości z ukrywaną zazdrością na twarzy Redaktora była nie do ukrycia.
-... Obudziłam się rano i musiałam wstać z łóżka. Wzięłam kąpiel, przejrzałam informacje przy herbacie od rana a on wciąż spał w moim łóżku. W końcu, około 8 rano, zaczęłam zrzucać różne przedmioty ze stołu, żeby się obudził i swobodnie wyślizgnął się z mojego domu. Nie mogłam się obok niego położyć, męczyła mnie jego obecność.
Zamilkłam i pozwoliłam mu to przetrawić. W końcu wypalił:
-Ale nie miałaś tak, kiedy ja u Ciebie byłem?
-To była zupełnie inna sytuacja. Nie bzykaliśmy się, tylko spałeś ze mną w moim łóżku.
Odnosiłam się do sytuacji, którą miała miejsce parę tygodni temu, kiedy to nawalony, jak szpak, Redaktor został u mnie po jednej imprezie.
-Nieistotne, spałem z Tobą w łóżku. Miałaś tak?
Przestawał nad sobą panować. Musiał wiedzieć.
-Nie, lubię się do Ciebie przytulać.-położyłam mu głowę na ramieniu, uśmiechając się słodko.
Lubię obserwować te najszczersze efekty milczenia. Lubię słuchać wstępu do gry i podejmować ją bezczelnie. Lubię to, Redaktorze.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Król lodu czyli Piotruś na ostro

W międzyczasie, powracam w ramiona Piotrusia Pana. Sprawdzone ze wszech miar a ponadto wciąż rozwojowe. Tak, jak Redaktor jest prawdziwym wyzwaniem, tak Piotruś jest prawdziwym kochankiem. W związku z tym, przyznaję, nie rozglądam się zbyt intensywnie za nowymi obiektami. Z całą pewnością, Piotruś jest autorem moich najlepszych orgazmów i ciężko byłoby teraz komuś dogonić jego idealne zgranie z moimi fantazjami. A i częstotliwość i intensywność jego wizyt rośnie krzywą geometryczną. Wczoraj przywitał mnie kolejnym odkryciem.
Wracałam z mojej regularnej delegacji służbowej. Już o 13 odebrałam telefon z miauczącym pytaniem.
-Gdzie jesteś? Kiedy będziesz u siebie?
-Jadę, będę wieczorem. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.
-A dałoby się to przyspieszyć? - zaśmiał się zachęcająco.
-Zobaczymy. Zadzwonię, jak wyjadę. - odpowiedziałam ostrożnie, ale wiedziałam, że zaraz będę organizowała, żeby urwać się, jak najszybciej.
Kiedy podjechałam pod dom, stał już na tarasie przed nim. Byłam zmęczona podróżą, więc uczynnie przygotował mi kąpiel. Stanął ze mną i zaczął zdejmować moją bluzkę jednocześnie całując mój kark. Wyskoczyłam ze szpilek, kiedy rozpięta spódnica opadła na podłogę. Masował mój kark i ramiona, delikatnie podgryzając płatek ucha. Poczułam, jak opada ze mnie napięcie. Weszłam do pachnącej kąpieli a po chwili Piotruś do mnie dołączył. Po niezwykłej, jak na niego, grze wstępnej; zabrał się za mycie moich pleców szorstką myjką. Trudny pracowitego weekendu swobodnie odeszły w niebyt a ja byłam gotowa na intensywny wieczór z Piotrusiem. Po myciu mnie, wyszłam z wanny i kazałam mu stanąć. Puściłam wodę z prysznica i powoli zaczęłam myć jego plecy, przytulając się do nich. Ocierałam się twardymi sutkami o jego śliskie od piany łopatki. Stanęłam przed nim, umyłam jego klatkę piersiową po czym klęknęłam. Czułam, jak letnia woda ochładza nasze rozgrzane ciała. Skończył szybko, dociskając moją głowę do swojego podbrzusza drżącymi rękami i dławiąc mnie swoim penisem.
-Tęskniłem za tobą. - jęknął wciąż jeszcze smagany spazmem.
-Wiem, ja za Tobą też. Chodźmy do łóżka. - odpowiedziałam zadowolona.
Jako, że dni są ostatnio wyjątkowo upalne i lepkie; poprosiłam go, żeby zabrał ze sobą kostki lodu do łóżka. Ten oklepany gadżet łóżkowy po prostu nie może się znudzić. Zwłaszcza przy tak lepkiej pogodzie i tak wytężonym planie aktywności fizycznej na wieczór. Dodatkowe metalowe elementy wstawione w mój język i wzgórek łonowy, dłużej trzymające zimno niż okalające je ciało, dostarczają ekstra rozrywki. Ale sprawy przybrały nieoczekiwany obrót.
Wchodząc do sypialni, Piotruś odstawił miskę z lodem i uśmiechnął się do mnie. Znam te uśmiech, nie będzie delikatny. Wziął dwa paski z mojej szafki. Wszedł na łóżko i stanął nade mną.
-Ssij go. - rozkazał
Wiedziałam, że czeka tylko na pretekst. A ja lubię dawać mu preteksty. Nie poruszyłam się nawet wciąż patrząc mu w oczy. Schylił się do mnie i pociągnął mnie za włosy. Owinął pasek na mojej szyi i szarpnął do góry. Pierwsze ukłucie bólu zawsze zaskakuje. Każde kolejne coraz lepiej wpisuje się w intensywność doznań. Klęknęłam i zaczęłam go ssać. Po chwili znów szarpnął paskiem i odsunął moją twarz od siebie. Złapał za policzki, po których już płynęły łzy od podduszeń.
- Ręce do góry.
Znów nie reagowałam, czekając aż naprawdę się nakręci na moje nieposłuszeństwo.
Spoliczkował mnie raz, powtarzając rozkaz. Podałam mu ręce, na których zawinął paski. Pchnął mnie. Opadłam na łóżko a on usiadł na mnie znów wciskając mi swojego penisa w usta. Jednocześnie, przywiązał moje ręce. Kiedy byłam już unieruchomiona, zsunął się niżej, po drodze całując mnie w usta. Spróbowałam odwrócić głowę, co skończyło się szarpnięciem twarzy i głębokim pocałunek rozcinającym mi wargę ugryzieniem. Zszedł niżej, liżąc i skubiąc zębami moje sutki. Wziął kostkę lodu i przesuwał nią po moich ustach, języku, szyi, piersiach. Podległa mu, przeżywałam wrażenie bliskie rażeniu prądem. Zaczynało się w głowie i ostrym strumieniem biegło coraz niżej za kostką podróżującą po mnie. Kiedy poczułam gorący język i zimny lód na swoim łonie, byłam mokra i oszalała. Szarpiąc się w więzach wokół nadgarstków, mruczałam i mrużyłam oczy z rozkoszy. Nagle poczułam, że Piotruś przesuwa kostkę niżej ze wzgórka aż do wejścia we mnie. Włożył ją we mnie. Potem wziął jeszcze jedną... Lodowate zimne mieszające się z płonącym wnętrzem mnie, oszołomiło mnie intensywnością wrażenia. Wkładając trzecią, zbliżył swoją twarz do mojej.
-Podoba ci się? Widzę, że tak. Zaraz spodoba ci się jeszcze bardziej. - wyszeptał patrząc mi w oczy.
Wtedy poczułam go w sobie. Jego gorący penis zaczął poruszać zmrożonymi kostkami we mnie. Uczucie było fenomenalne. Zacisnęłam uda na jego biodrach i zaczęłam krzyczeć. Wchodził coraz mocniej co chwilę wkładając we mnie kolejne kostki, razem z topnieniem poprzednich. Chciałam wbić w niego paznokcie, ale wciąż dobrze przywiązane ręce targały się w spazmach bez sukcesów. Widząc moją rozkosz, Piotruś przypomniał sobie, że chciał być panem sytuacji. Objął dłonią moją szyję i zacisnął na chwilę. Kilka sekund bezdechu zakończone drapieżnym chwytaniem powietrza przy wtórze jego wbijającego się we mnie do samego końca, niemal odebrało mi świadomość. Szczytowałam głośno i ze łzami w oczach. Po paru chwilach i on doszedł, wciskając swoje usta w moje, dłońmi przyciągając moje biodra jeszcze głębiej i mocniej do siebie.
Leżeliśmy potem kilkanaście minut, nie mogąc się poruszyć i z trudnością łapiąc kolejne, wciąż płytkie oddechy.
To nie były jedyne atrakcje tej nocy, ale nie bądźmy zbyt łapczywi. Samo wspomnienie wciąż mnie napawa drżącym podnieceniem.
Najlepiej podsumował to sam Piotruś w rozmowie z żoną.
-Kochanie zostanę dzisiaj u kolegi, mam tu zajebiste wyro.

Traktat o łuskaniu mężczyzny; cz. I: Ostrzenie pazurów

Ostatnie tygodnie obfitują w jakieś paskudne szarpaniny zawodowo-emocjonalne. Może to tak skutecznie tłamsi mój temperament. A może mnogość ostatnich niegodnych opisania kochanków nieco znudziła mnie konwencjonalnością kolejnych zbliżeń.
"włożyć, wyjąć, wykonać tych parę ruchów i po wszystkim" - jak śpiewał jeden niezbyt wyszukany lecz momentami wybitnie błyskotliwy szowman.
Wyzwań ostatnio też, jak na lekarstwo. Co jeden, to sam się pcha. Wszystko byłoby znakomicie, tylko brakuje chociaż minutki lekkiej i barwnej dysputy przed a to skutecznie ochładza moje pożądanie.
Zabawne i przewrotne są różnice między kobietami i mężczyznami. Obiegowa opinia, że mężczyzna posiadający wiele partnerek jest playboyem i obiektem zazdrości, tej samej natury kobieta jest łatwą wywłoką; ma istotne podłoże. Ciekawie wyjaśnił mi to mój przyjaciel, który, pomimo inteligencji niezaprzeczalnej, zalicza wypadki z kobietami wątpliwej wartości. Po zobaczeniu oraz usłyszeniu jego kolejnej kandydatki, oniemiałam. Przy okazji piwa, spytałam o przyczynę takiej desperacji. Jako kobieta doceniająca urodę obydwu płci, obdarzona dużym temperamentem, jestem jednak organicznie niezdolna do pewnych kroków. Pod żadnym pozorem nie ulegnę ani nie uwiodę mężczyzny, który intelektualnie mi ustępuje oraz jest osobowościową wydmuszką. Nie z powodu górnolotnych ideałów, zwyczajnie nie odczuję grama podniecenie przy mężczyźnie pustawym. Żadna uroda, perfekcyjna klatka piersiowa oraz niezwykle białe, równe ząbki ujawniane przy obezwładniającym uśmiechu, nie poruszą nuty pożądania, jeśli nic się za nimi nie kryje. Mężczyzn to ograniczenie nie dotyczy, co zawsze zastanawiało mnie technicznie. Budzisz się rano a panna szczebiocze o śniadanku, kawuni i buziaczkach? Rany, przecież bym utłukła. Przyjaciel wyjaśnił mi w żołnierskich słowach, że różnica między nami jest taka, że ja sama podejmuję decyzję a u niego decyzje podejmowane są naprzemiennie przez dwa ośrodki decyzyjne: głowę oraz fiuta. Uznałabym to za banał, ale z wiekiem zaczynam coraz lepiej rozumieć tę różnicę. Nie zła wola, nie bezmyślność, tylko zwyczajnie biologiczny mechanizm sprawia, że niewielu mężczyzn jest w stanie się oprzeć świdrującym sygnałom z podbrzusza i oddać władzę mniejszej głowie. Paru odludków, impotentów lub "przejedzonych" seksualnie; zagłuszy jakże pierwotny i naturalny instynkt. Czy naprawdę kobiety powinny mieć w ogóle o to pretensje? Na nasz PMS zabraniamy się skarżyć.
Kobiety pieszczotliwie nazywane rozwiązłymi to już zupełnie inna bajka. Nie zrzucimy winy za wyuzdanie i swobodne obyczaje na organ istniejący u nas w skarlałym wydaniu. Dlatego u kobiet zachowania takie zawsze wynikają z wyrachowania i klarownych kalkulacji. Kolejny kochanek to decyzja świadoma i zawsze znajdujemy w niej jakąś korzyść. Najczęściej związaną raczej z zyskami okołoseksualnymi a nie bezpośrednio zbliżeniem, jak mężczyźni.
Zagłębiam się ostatnio w psychologiczne aspekty płci męskiej. A wszystko przez nowe wyzwanie, które zajęło intensywnie moją głowę. Pan Redaktor odporny okazał się na niemal wszystkie moje zabiegi i wybiegi. Jest oczywiście zainteresowany aktywnością podpowiadaną przez mniejszy ośrodek analityczny ale opiera się mojemu wpływowi emocjonalnemu pozostając kompletnie niewzruszony. Jednej nocy, kompletnie pijany, wyznał mi, jak obawia się usystematyzowanych relacji damsko-męskich. Jednym tchem wymienił mnie jako kobietę idealną w jego światopoglądzie. Stąd poważne postanowienie, coby zdobyć nie tylko jego ciało ale również posiąść jego duszę. Przynajmniej na chwilę. Jest pierwszym prawdziwym wyzwaniem, jakie postanowiłam podjąć i powoli go oswajam.
Tak rozpoczynam równoległy traktat o łuskaniu mężczyzny. Ku rozrywce i przestrodze.