poniedziałek, 6 czerwca 2011

Traktat o łuskaniu mężczyzny; cz. I: Ostrzenie pazurów

Ostatnie tygodnie obfitują w jakieś paskudne szarpaniny zawodowo-emocjonalne. Może to tak skutecznie tłamsi mój temperament. A może mnogość ostatnich niegodnych opisania kochanków nieco znudziła mnie konwencjonalnością kolejnych zbliżeń.
"włożyć, wyjąć, wykonać tych parę ruchów i po wszystkim" - jak śpiewał jeden niezbyt wyszukany lecz momentami wybitnie błyskotliwy szowman.
Wyzwań ostatnio też, jak na lekarstwo. Co jeden, to sam się pcha. Wszystko byłoby znakomicie, tylko brakuje chociaż minutki lekkiej i barwnej dysputy przed a to skutecznie ochładza moje pożądanie.
Zabawne i przewrotne są różnice między kobietami i mężczyznami. Obiegowa opinia, że mężczyzna posiadający wiele partnerek jest playboyem i obiektem zazdrości, tej samej natury kobieta jest łatwą wywłoką; ma istotne podłoże. Ciekawie wyjaśnił mi to mój przyjaciel, który, pomimo inteligencji niezaprzeczalnej, zalicza wypadki z kobietami wątpliwej wartości. Po zobaczeniu oraz usłyszeniu jego kolejnej kandydatki, oniemiałam. Przy okazji piwa, spytałam o przyczynę takiej desperacji. Jako kobieta doceniająca urodę obydwu płci, obdarzona dużym temperamentem, jestem jednak organicznie niezdolna do pewnych kroków. Pod żadnym pozorem nie ulegnę ani nie uwiodę mężczyzny, który intelektualnie mi ustępuje oraz jest osobowościową wydmuszką. Nie z powodu górnolotnych ideałów, zwyczajnie nie odczuję grama podniecenie przy mężczyźnie pustawym. Żadna uroda, perfekcyjna klatka piersiowa oraz niezwykle białe, równe ząbki ujawniane przy obezwładniającym uśmiechu, nie poruszą nuty pożądania, jeśli nic się za nimi nie kryje. Mężczyzn to ograniczenie nie dotyczy, co zawsze zastanawiało mnie technicznie. Budzisz się rano a panna szczebiocze o śniadanku, kawuni i buziaczkach? Rany, przecież bym utłukła. Przyjaciel wyjaśnił mi w żołnierskich słowach, że różnica między nami jest taka, że ja sama podejmuję decyzję a u niego decyzje podejmowane są naprzemiennie przez dwa ośrodki decyzyjne: głowę oraz fiuta. Uznałabym to za banał, ale z wiekiem zaczynam coraz lepiej rozumieć tę różnicę. Nie zła wola, nie bezmyślność, tylko zwyczajnie biologiczny mechanizm sprawia, że niewielu mężczyzn jest w stanie się oprzeć świdrującym sygnałom z podbrzusza i oddać władzę mniejszej głowie. Paru odludków, impotentów lub "przejedzonych" seksualnie; zagłuszy jakże pierwotny i naturalny instynkt. Czy naprawdę kobiety powinny mieć w ogóle o to pretensje? Na nasz PMS zabraniamy się skarżyć.
Kobiety pieszczotliwie nazywane rozwiązłymi to już zupełnie inna bajka. Nie zrzucimy winy za wyuzdanie i swobodne obyczaje na organ istniejący u nas w skarlałym wydaniu. Dlatego u kobiet zachowania takie zawsze wynikają z wyrachowania i klarownych kalkulacji. Kolejny kochanek to decyzja świadoma i zawsze znajdujemy w niej jakąś korzyść. Najczęściej związaną raczej z zyskami okołoseksualnymi a nie bezpośrednio zbliżeniem, jak mężczyźni.
Zagłębiam się ostatnio w psychologiczne aspekty płci męskiej. A wszystko przez nowe wyzwanie, które zajęło intensywnie moją głowę. Pan Redaktor odporny okazał się na niemal wszystkie moje zabiegi i wybiegi. Jest oczywiście zainteresowany aktywnością podpowiadaną przez mniejszy ośrodek analityczny ale opiera się mojemu wpływowi emocjonalnemu pozostając kompletnie niewzruszony. Jednej nocy, kompletnie pijany, wyznał mi, jak obawia się usystematyzowanych relacji damsko-męskich. Jednym tchem wymienił mnie jako kobietę idealną w jego światopoglądzie. Stąd poważne postanowienie, coby zdobyć nie tylko jego ciało ale również posiąść jego duszę. Przynajmniej na chwilę. Jest pierwszym prawdziwym wyzwaniem, jakie postanowiłam podjąć i powoli go oswajam.
Tak rozpoczynam równoległy traktat o łuskaniu mężczyzny. Ku rozrywce i przestrodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz