niedziela, 26 czerwca 2011

Traktat o łuskaniu mężczyzny; cz. II: Zagrajmy w rytuał

Przy niezawodnym towarzystwie kieliszka różowego wina oraz dymiącej, zakazanej substancji, kontynuuję moje dywagacje.
Jakaż to ironia, że błogosławione przez wszystkich właściwych bogów, dwie połówki jabłka, to akurat mężczyzna i kobieta. Konstrukcja emocjonalna mężczyzn jest diametralnie różna od konstrukcji kobiecej. Słaba, piękna, puchu marna płeć moja; jak gęś głupia; poszukuje stabilizacji. Mama mi powtarzała, że mężczyźni nie dorastają, tylko zabawki mają droższe. A my? Od lat pacholęcych tłuczemy zabawę w domu z barbie i kenem czy kulfonem i moniką. Potem i powiększonej kontynuacji pragniemy w dorosłym życiu. Oni mają wyścigówki i karabin na wodę a my gary i różowy produkt powtarzający: mama po naciśnięciu. I każde z nas pcha się potem na oślep w ten schemat. Nauczane z pokolenia na pokolenie sposoby na rozkochanie w sobie kobiety, są tak powszechnie znane: chwaścik, kolacja z uważnym słuchaniem oraz wytrzymanie 10 minut po bzykaniu, żeby się lala wygadała. Proste i nikt w zasadzie się nie awanturuje, że do baby trzeba się schylić. Wiedza, jak zająć się mężczyzną, jak go dopieścić w głowę i oczarować; jest nadal tabu. Ktoś nawet twierdził, że kobita najlepiej, żeby cierpliwie czekała, aż on się postara: "toż nie wypada, waćpanno!". Gdyby jednak poświęcić chwilę refleksji enigmatycznej (a w ostatecznym rozrachunku, nader prostej) konstrukcji męskiej, podejście takowego jest absolutnie oczywiste.
Redaktor powoli pozwala się uwodzić. A ja, jak przystało na bacznego obserwatora, podejmuję jego grę. O dziwo, wystarczy czasem zamknąć paszczę, pozwolić jemu coś powiedzieć albo z nim pomilczeć, a efekty są piorunujące. Dzięki milczeniu, najlepiej poznałam ludzi. Chwila ciszy zawsze wyciąga z ludzi prawdę. Pierwsza rzecz, jaka zostanie powiedziana po parunastu sekundach ciszy, jest najbardziej autentycznym, co ludzie mają do powiedzenia.
-zmiana tematu: tamten jest wyeksploatowany, ktoś chce uciec/ukryć/skończyć coś
-nagła konstatacja na zaskakujący temat: o tym naprawdę myśli
-zapytanie czemu druga osoba milczy: nerwowość lub troska/prawdziwe zainteresowanie
Mężczyźni lubią milczeć, ciszę odbierają jako stan naturalny. Kobiety dokładnie na odwrót niestety.
Lubię milczeć z Redaktorem. Swobodnie, z poczuciem nieustającej przewagi, odkrywa przede mną kolejne swoje karty. Martwi się pracą, potrzebuje się wygadać, chce się popisać.
Pokazywał mi ostatnio zdjęcia panienki, która będąc jego podwładną w pracy, zupełnie nieoczekiwanie postanowiła służyć mu pomocą również w rozładowaniu buzującego napięcia seksualnego. Posuwał ją na stole konferencyjnym przy niemal (wciąż nie w pełni) pustej redakcji. Dumny jak paw prezentował możliwości uwiecznienia wąskich kadrów przez iphone`a. Podwładna zresztą nie byle jakiej urody, choć wciąż z 10 lat ode mnie mniej jędrna.
Rytuał godowy podjęty.

Nie namyślałam się długo.
-Niezła. Ale dobrze sobie z tym radzisz?-spytałam od niechcenia
Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Miałam ostatnio taką sytuację. Spał u mnie znajomy Model. Znakomite ciało, całkiem zabawny i niezwykle sprawny w sypialni ale rano...
Połączenie ciekawości z ukrywaną zazdrością na twarzy Redaktora była nie do ukrycia.
-... Obudziłam się rano i musiałam wstać z łóżka. Wzięłam kąpiel, przejrzałam informacje przy herbacie od rana a on wciąż spał w moim łóżku. W końcu, około 8 rano, zaczęłam zrzucać różne przedmioty ze stołu, żeby się obudził i swobodnie wyślizgnął się z mojego domu. Nie mogłam się obok niego położyć, męczyła mnie jego obecność.
Zamilkłam i pozwoliłam mu to przetrawić. W końcu wypalił:
-Ale nie miałaś tak, kiedy ja u Ciebie byłem?
-To była zupełnie inna sytuacja. Nie bzykaliśmy się, tylko spałeś ze mną w moim łóżku.
Odnosiłam się do sytuacji, którą miała miejsce parę tygodni temu, kiedy to nawalony, jak szpak, Redaktor został u mnie po jednej imprezie.
-Nieistotne, spałem z Tobą w łóżku. Miałaś tak?
Przestawał nad sobą panować. Musiał wiedzieć.
-Nie, lubię się do Ciebie przytulać.-położyłam mu głowę na ramieniu, uśmiechając się słodko.
Lubię obserwować te najszczersze efekty milczenia. Lubię słuchać wstępu do gry i podejmować ją bezczelnie. Lubię to, Redaktorze.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Król lodu czyli Piotruś na ostro

W międzyczasie, powracam w ramiona Piotrusia Pana. Sprawdzone ze wszech miar a ponadto wciąż rozwojowe. Tak, jak Redaktor jest prawdziwym wyzwaniem, tak Piotruś jest prawdziwym kochankiem. W związku z tym, przyznaję, nie rozglądam się zbyt intensywnie za nowymi obiektami. Z całą pewnością, Piotruś jest autorem moich najlepszych orgazmów i ciężko byłoby teraz komuś dogonić jego idealne zgranie z moimi fantazjami. A i częstotliwość i intensywność jego wizyt rośnie krzywą geometryczną. Wczoraj przywitał mnie kolejnym odkryciem.
Wracałam z mojej regularnej delegacji służbowej. Już o 13 odebrałam telefon z miauczącym pytaniem.
-Gdzie jesteś? Kiedy będziesz u siebie?
-Jadę, będę wieczorem. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.
-A dałoby się to przyspieszyć? - zaśmiał się zachęcająco.
-Zobaczymy. Zadzwonię, jak wyjadę. - odpowiedziałam ostrożnie, ale wiedziałam, że zaraz będę organizowała, żeby urwać się, jak najszybciej.
Kiedy podjechałam pod dom, stał już na tarasie przed nim. Byłam zmęczona podróżą, więc uczynnie przygotował mi kąpiel. Stanął ze mną i zaczął zdejmować moją bluzkę jednocześnie całując mój kark. Wyskoczyłam ze szpilek, kiedy rozpięta spódnica opadła na podłogę. Masował mój kark i ramiona, delikatnie podgryzając płatek ucha. Poczułam, jak opada ze mnie napięcie. Weszłam do pachnącej kąpieli a po chwili Piotruś do mnie dołączył. Po niezwykłej, jak na niego, grze wstępnej; zabrał się za mycie moich pleców szorstką myjką. Trudny pracowitego weekendu swobodnie odeszły w niebyt a ja byłam gotowa na intensywny wieczór z Piotrusiem. Po myciu mnie, wyszłam z wanny i kazałam mu stanąć. Puściłam wodę z prysznica i powoli zaczęłam myć jego plecy, przytulając się do nich. Ocierałam się twardymi sutkami o jego śliskie od piany łopatki. Stanęłam przed nim, umyłam jego klatkę piersiową po czym klęknęłam. Czułam, jak letnia woda ochładza nasze rozgrzane ciała. Skończył szybko, dociskając moją głowę do swojego podbrzusza drżącymi rękami i dławiąc mnie swoim penisem.
-Tęskniłem za tobą. - jęknął wciąż jeszcze smagany spazmem.
-Wiem, ja za Tobą też. Chodźmy do łóżka. - odpowiedziałam zadowolona.
Jako, że dni są ostatnio wyjątkowo upalne i lepkie; poprosiłam go, żeby zabrał ze sobą kostki lodu do łóżka. Ten oklepany gadżet łóżkowy po prostu nie może się znudzić. Zwłaszcza przy tak lepkiej pogodzie i tak wytężonym planie aktywności fizycznej na wieczór. Dodatkowe metalowe elementy wstawione w mój język i wzgórek łonowy, dłużej trzymające zimno niż okalające je ciało, dostarczają ekstra rozrywki. Ale sprawy przybrały nieoczekiwany obrót.
Wchodząc do sypialni, Piotruś odstawił miskę z lodem i uśmiechnął się do mnie. Znam te uśmiech, nie będzie delikatny. Wziął dwa paski z mojej szafki. Wszedł na łóżko i stanął nade mną.
-Ssij go. - rozkazał
Wiedziałam, że czeka tylko na pretekst. A ja lubię dawać mu preteksty. Nie poruszyłam się nawet wciąż patrząc mu w oczy. Schylił się do mnie i pociągnął mnie za włosy. Owinął pasek na mojej szyi i szarpnął do góry. Pierwsze ukłucie bólu zawsze zaskakuje. Każde kolejne coraz lepiej wpisuje się w intensywność doznań. Klęknęłam i zaczęłam go ssać. Po chwili znów szarpnął paskiem i odsunął moją twarz od siebie. Złapał za policzki, po których już płynęły łzy od podduszeń.
- Ręce do góry.
Znów nie reagowałam, czekając aż naprawdę się nakręci na moje nieposłuszeństwo.
Spoliczkował mnie raz, powtarzając rozkaz. Podałam mu ręce, na których zawinął paski. Pchnął mnie. Opadłam na łóżko a on usiadł na mnie znów wciskając mi swojego penisa w usta. Jednocześnie, przywiązał moje ręce. Kiedy byłam już unieruchomiona, zsunął się niżej, po drodze całując mnie w usta. Spróbowałam odwrócić głowę, co skończyło się szarpnięciem twarzy i głębokim pocałunek rozcinającym mi wargę ugryzieniem. Zszedł niżej, liżąc i skubiąc zębami moje sutki. Wziął kostkę lodu i przesuwał nią po moich ustach, języku, szyi, piersiach. Podległa mu, przeżywałam wrażenie bliskie rażeniu prądem. Zaczynało się w głowie i ostrym strumieniem biegło coraz niżej za kostką podróżującą po mnie. Kiedy poczułam gorący język i zimny lód na swoim łonie, byłam mokra i oszalała. Szarpiąc się w więzach wokół nadgarstków, mruczałam i mrużyłam oczy z rozkoszy. Nagle poczułam, że Piotruś przesuwa kostkę niżej ze wzgórka aż do wejścia we mnie. Włożył ją we mnie. Potem wziął jeszcze jedną... Lodowate zimne mieszające się z płonącym wnętrzem mnie, oszołomiło mnie intensywnością wrażenia. Wkładając trzecią, zbliżył swoją twarz do mojej.
-Podoba ci się? Widzę, że tak. Zaraz spodoba ci się jeszcze bardziej. - wyszeptał patrząc mi w oczy.
Wtedy poczułam go w sobie. Jego gorący penis zaczął poruszać zmrożonymi kostkami we mnie. Uczucie było fenomenalne. Zacisnęłam uda na jego biodrach i zaczęłam krzyczeć. Wchodził coraz mocniej co chwilę wkładając we mnie kolejne kostki, razem z topnieniem poprzednich. Chciałam wbić w niego paznokcie, ale wciąż dobrze przywiązane ręce targały się w spazmach bez sukcesów. Widząc moją rozkosz, Piotruś przypomniał sobie, że chciał być panem sytuacji. Objął dłonią moją szyję i zacisnął na chwilę. Kilka sekund bezdechu zakończone drapieżnym chwytaniem powietrza przy wtórze jego wbijającego się we mnie do samego końca, niemal odebrało mi świadomość. Szczytowałam głośno i ze łzami w oczach. Po paru chwilach i on doszedł, wciskając swoje usta w moje, dłońmi przyciągając moje biodra jeszcze głębiej i mocniej do siebie.
Leżeliśmy potem kilkanaście minut, nie mogąc się poruszyć i z trudnością łapiąc kolejne, wciąż płytkie oddechy.
To nie były jedyne atrakcje tej nocy, ale nie bądźmy zbyt łapczywi. Samo wspomnienie wciąż mnie napawa drżącym podnieceniem.
Najlepiej podsumował to sam Piotruś w rozmowie z żoną.
-Kochanie zostanę dzisiaj u kolegi, mam tu zajebiste wyro.

Traktat o łuskaniu mężczyzny; cz. I: Ostrzenie pazurów

Ostatnie tygodnie obfitują w jakieś paskudne szarpaniny zawodowo-emocjonalne. Może to tak skutecznie tłamsi mój temperament. A może mnogość ostatnich niegodnych opisania kochanków nieco znudziła mnie konwencjonalnością kolejnych zbliżeń.
"włożyć, wyjąć, wykonać tych parę ruchów i po wszystkim" - jak śpiewał jeden niezbyt wyszukany lecz momentami wybitnie błyskotliwy szowman.
Wyzwań ostatnio też, jak na lekarstwo. Co jeden, to sam się pcha. Wszystko byłoby znakomicie, tylko brakuje chociaż minutki lekkiej i barwnej dysputy przed a to skutecznie ochładza moje pożądanie.
Zabawne i przewrotne są różnice między kobietami i mężczyznami. Obiegowa opinia, że mężczyzna posiadający wiele partnerek jest playboyem i obiektem zazdrości, tej samej natury kobieta jest łatwą wywłoką; ma istotne podłoże. Ciekawie wyjaśnił mi to mój przyjaciel, który, pomimo inteligencji niezaprzeczalnej, zalicza wypadki z kobietami wątpliwej wartości. Po zobaczeniu oraz usłyszeniu jego kolejnej kandydatki, oniemiałam. Przy okazji piwa, spytałam o przyczynę takiej desperacji. Jako kobieta doceniająca urodę obydwu płci, obdarzona dużym temperamentem, jestem jednak organicznie niezdolna do pewnych kroków. Pod żadnym pozorem nie ulegnę ani nie uwiodę mężczyzny, który intelektualnie mi ustępuje oraz jest osobowościową wydmuszką. Nie z powodu górnolotnych ideałów, zwyczajnie nie odczuję grama podniecenie przy mężczyźnie pustawym. Żadna uroda, perfekcyjna klatka piersiowa oraz niezwykle białe, równe ząbki ujawniane przy obezwładniającym uśmiechu, nie poruszą nuty pożądania, jeśli nic się za nimi nie kryje. Mężczyzn to ograniczenie nie dotyczy, co zawsze zastanawiało mnie technicznie. Budzisz się rano a panna szczebiocze o śniadanku, kawuni i buziaczkach? Rany, przecież bym utłukła. Przyjaciel wyjaśnił mi w żołnierskich słowach, że różnica między nami jest taka, że ja sama podejmuję decyzję a u niego decyzje podejmowane są naprzemiennie przez dwa ośrodki decyzyjne: głowę oraz fiuta. Uznałabym to za banał, ale z wiekiem zaczynam coraz lepiej rozumieć tę różnicę. Nie zła wola, nie bezmyślność, tylko zwyczajnie biologiczny mechanizm sprawia, że niewielu mężczyzn jest w stanie się oprzeć świdrującym sygnałom z podbrzusza i oddać władzę mniejszej głowie. Paru odludków, impotentów lub "przejedzonych" seksualnie; zagłuszy jakże pierwotny i naturalny instynkt. Czy naprawdę kobiety powinny mieć w ogóle o to pretensje? Na nasz PMS zabraniamy się skarżyć.
Kobiety pieszczotliwie nazywane rozwiązłymi to już zupełnie inna bajka. Nie zrzucimy winy za wyuzdanie i swobodne obyczaje na organ istniejący u nas w skarlałym wydaniu. Dlatego u kobiet zachowania takie zawsze wynikają z wyrachowania i klarownych kalkulacji. Kolejny kochanek to decyzja świadoma i zawsze znajdujemy w niej jakąś korzyść. Najczęściej związaną raczej z zyskami okołoseksualnymi a nie bezpośrednio zbliżeniem, jak mężczyźni.
Zagłębiam się ostatnio w psychologiczne aspekty płci męskiej. A wszystko przez nowe wyzwanie, które zajęło intensywnie moją głowę. Pan Redaktor odporny okazał się na niemal wszystkie moje zabiegi i wybiegi. Jest oczywiście zainteresowany aktywnością podpowiadaną przez mniejszy ośrodek analityczny ale opiera się mojemu wpływowi emocjonalnemu pozostając kompletnie niewzruszony. Jednej nocy, kompletnie pijany, wyznał mi, jak obawia się usystematyzowanych relacji damsko-męskich. Jednym tchem wymienił mnie jako kobietę idealną w jego światopoglądzie. Stąd poważne postanowienie, coby zdobyć nie tylko jego ciało ale również posiąść jego duszę. Przynajmniej na chwilę. Jest pierwszym prawdziwym wyzwaniem, jakie postanowiłam podjąć i powoli go oswajam.
Tak rozpoczynam równoległy traktat o łuskaniu mężczyzny. Ku rozrywce i przestrodze.

niedziela, 1 maja 2011

Reminiscencje w czasach suszy

Zmęczenie substancji napadło niespodziewanie, bo wiosną. Po długiej, mroźnej zimie, która naturalnie łączyła zziębnięte ciała, nastąpiło przesilenie i ciała zatraciły afekt do siebie. Nawet mój nienasycony apetyt zaczął mieć humory, wybrzydzać a czasem wręcz zupełnie świadomie rezygnować ze smakowitego posiłku.
Poznany parę miesięcy temu Pan Redaktor, początkowo budził bardzo nieprzyzwoite myśli. Obdarzony wibrującym niskim głosem oraz niebywałą charyzmą 30-latek wpadł mi w oko zaraz po pojawieniu się w mojej pracy. Od współpracowników dowiedziałam się, że i ja nie pozostałam mu obojętna. Jednak moja wrodzona zapobiegliwość i ostrożność dotycząca "firmowych romansów" nieszczęśliwie zbiegła się z jego przetrąconą przez małżeńską traumę rozwagą. Tygodnie współpracy sprowadzały się do flirtów i delikatnych słodkościach, nie przybliżały nas jednak do zdecydowanej konsumpcji tej fascynacji. Moja nieco przycichła z czasem, jego skierowała się na niefirmową przygodę. Powstała nawet nutka przyjaźni. Stąd też ostatnia propozycja nieco mnie zaskoczyła.

Słoneczne popołudnie, siedzimy z Redaktorem nad lemoniadą i babeczkami w niezwykle modnej, alternatywnej knajpie. Obok nas przemyka niezwykle modna i alternatywna kelnerka.
-Niezła laska-od niechcenia rzuca Redaktor
-Do przelecenia-konstatuję zsuwając z nosa okulary przeciwsłoneczne w dużych, niezwykle modnych oprawkach.
-Ale Lulu, tak zero-jedynkowo, muszę Ci coś powiedzieć
-Słucham, Redaktorze
-Wiesz, że najbardziej na świecie, to chciałbym do łóżka pójść z Tobą

Na moment zdębiałam.
-Miałeś okazję mnie przelecieć, kiedy się poznaliśmy. Teraz nie przelecisz.
-Wtedy Cię nie znałem. Gdybyś kiedyś zmieniła zdanie, jestem na telefon.

Pogardzić takim kąskiem? Co się ze mną stało? Inna sprawa, że zdążyłam się już przyzwyczaić do atmosfery ciągłego napięcia między nami. Poznałam go również na tyle, żeby wiedzieć, że jak każdego mężczyznę o niezachwianym ego, bawi go polowanie. Zdobycie to ukoronowanie, które definitywnie kończy okres rozkosznego wabienia. Muszę przyznać, że Redaktor podoba mi się na tyle, że jedna noc mnie nie usatysfakcjonuje. Jednak, żeby usidlić go i przysposobić na kochanka, muszę mu jeszcze narobić więcej apetytu. Starzeję się, skoro zaczęłam przewidywać konsekwencje.
Przypomniało mi się, jak jeszcze parę miesięcy temu, konsekwencje były abstrakcyjnym pojęciem.

Po zakończeniu wszystkich obowiązków związanych z jesienną delegacją, miałam jeszcze jakieś dwa tygodnie na uporządkowanie papierów i przygotowanie ponownej przeprowadzki. Mniej więcej w tym czasie właśnie, zażywałam przyjemności z Czarodziejem. Był to krótki, acz stosunkowo intensywny i miły romansik. Czarodziej był na tyle zabawnym towarzystwem, że zdarzyło nam się nawet alkoholowo spędzać czas i raczyć się konwersacją. Jako młodzian poszukujący szczęścia w dużym mieście, Czarodziej wynajmował poddasze wespół z kilkoma amatorami sztuki iluzjonistyczno-kabaretowej. Do jednej z konwersacji nad cytrynówką, przyłączył się taki Amator.
Był uroczym blondynem, który nie posiadał ani charyzmy ani talentu Czarodzieja. Zdawał się idealny do lekko perwersyjnej gry, na której pomysł wpadliśmy z Czarodziejem upojeni używkami.
-Co Ty na to, żeby pobzykać się na jego oczach?-spytał Czarodziej.
-Myślisz, że on to zniesie?-spytałam lekko rozbawiona zażenowanym wzrokiem Amatora, który rumienił się, kiedy całowaliśmy się w jego obecności.
-Sprawdźmy-odpowiedział Czarodziej, wciągając mnie na siebie.
Leżeliśmy na skórzanej kanapie, między nami a palącym się kominkiem, stał ogromny stół. Po jednej jego stronie, w wielkim skórzanym fotelu, siedział przestraszony Amator.
Czarodziej sprawnie ściągnął ze mnie bluzkę. Wprawnym ruchem, ani na moment nie odrywając swoich ust od moich, rozpiął mój stanik. Usiadłam na nim wygodnie i pozwoliłam pieścić moje piersi. Ciemne poddasze rozświetlał tylko poblask kominka. Skórzany fotel ukryty w cieniu ujawniał czyjąś obecności odgłosem nerwowego układania się na nim. Zaczęłam rozpinać Czarodziejowi koszulę. Powoli, żeby wszyscy nasycili się widokiem moich piersi, nachyliłam się do jego szyi. Całowałam go delikatnie, leciutko muskając językiem najpierw płatek ucha, potem szyję. Rozpinając kolejne guziki, zsuwałam się coraz niżej. Długie włosy muskały jego klatkę piersiową, kiedy językiem dochodziłam do jego pępka. Zerknęłam w stronę fotela i oświetlona przez płomienie twarz Amatora, dowiodła, że zainteresowanie zwyciężyło. Amator nachylił się w naszą stronę i zahipnotyzowany wpatrywał w nasze igraszki. Zabawa robiła się coraz fajniejsza.
Zaczęłam rozpinać Czarodziejowi spodnie. Ciche westchnienie od strony fotela, zdradzało coraz większe zainteresowanie tematem. Czarodziej złapał mnie za głowę, wplótł palce w moje włosy i zacisnął dłoń. Wzięłam jego prężącą się męskość do ust. Był gorący, sztywny. Spojrzałam na twarz Czarodzieja. Patrzył na mnie spod półprzymkniętych powiek, uśmiechnął się do mnie i odwrócił głowę w stronę fotela. Oboje nas ekscytowało towarzystwo.
Brała go coraz głębiej do ust spoglądając raz w stronę jednego raz drugiego. Jedną ręką objęłam penisa Czarodzieja, dla jego przyjemności; drugą gładziłam i ściskałam moje piersi dla przyjemności Amatora. Nagle Czarodziej pociągnął mnie do góry. Pocałował głęboko po czym, patrząc głęboko w oczy, powiedział:
-Bez sensu. Teraz ja ledwo cię widzę. Zrób laskę jemu.
-Co ty na to?-spytałam wycierając usta i patrząc na Amatora.
-Uhm-tyle był z siebie w stanie wykrztusić.
Zeszłam z Czarodzieja i zaczęłam wchodzić na dzielący nas stół. Stanęłam na czworakach przed nim i zbliżyłam usta do jego ucha. Gorącym językiem, musnęłam jego kark i ucho.
-Nie chciałbyś?-wyszeptałam prężąc piersi przed jego twarzą.
-Mhm.-głos Amatora drżał.
Pocałowałam go słodko i pchnęłam go na oparcie fotela. Wciąż klęcząc na stole, zaczęłam rozpinać mu spodnie. Był przerażony ale gotowy. Ssałam go delikatnie i czule, kiedy on wciskał dłonie w fotel i cichutko wzdychał. Czarodziej rozsiadł się wygodnie na kanapie i zabawiał się sam ze sobą, patrząc na nas. Nasze oczy spotykały się przypieczętowując niemy układ. Bawiliśmy się pysznie, choć nieco kosztem Amatora.
Po chwili Czarodziej wstał i podszedł do mnie od tyłu. Nie musiałam przerywać mojego zajęcia ani na chwilę. Doskonale wiedziałam, do czego zmierzamy. Rozpiął moje spodnie i zsunął do połowy uda. Jedną nogę oparł o stół i wsunął się we mnie. Byłam mokra i rozgrzana. Wchodził we mnie mocno i stanowczo, ale nie gwałtownie, żebym była w stanie doprowadzać do szaleństwa coraz bardziej wbitego w fotel Amatora. Po paru minutach, Amator szczytował w moich ustach głośno i w spazmach. Napięcie jego mięśni eksplodowało w moich ustach. Rozluźniony i oszołomiony, opadł na fotel. Czarodziej miał mnie całą dla siebie. Złapał mnie za włosy i odciągnął moją głowę do tyłu. Wchodził we mnie coraz mocniej a ja w końcu mogłam dawać upust buzującemu podnieceniu krzycząc i jęcząc głośno. Moja twarz była teraz na wysokości twarzy Amatora, więc patrzyłam mu głęboko w oczy, kiedy Czarodziej za mną pracował ciężko i zapalczywie. Chwytał moje biodra i przyciskał do siebie coraz mocniej. Niespodziewanie, mój słodki, uroczy Amator, złapał delikatnie moją twarz w swoje dłonie i dotknął wargami moich wargach. Odwzajemniłam jego pieszczotę i już po chwili całowaliśmy się bardzo namiętnie ale delikatnie. Szczytowałam, kiedy Czarodziej wilgotnym palcem pieścił moją łechtaczkę a Amator obdarzał potulnymi pocałunkami. Chwilę później poczułam ból dociśniętych lędźwi i wbijanego penisa. Czarodziej dochodził cicho ale mocno. Zacisnął dłonie na moich piersiach opadając na mnie. Na koniec ugryzł mnie w kark, co przeszyło mnie ostatnim dreszczem.
Potem chłopcy pomogli mi się doprowadzić do porządku; ubrać się, uporządkować włosy; po czym Czarodziej rzucił od niechcenia:
-Idziemy na piwo?
-Chodźmy.

Wieczór dokończyliśmy we trójkę, popijając zimne piwo. Siedziałam między nimi i, kiedy jeden biegł po kolejne piwo dla mnie, drugi uczył mnie kolejnych magicznych sztuczek ze znikającymi monetami.
Sztuczki, których doświadczyłam przy tym rozkosznym duecie, wspominam nader miło do dziś.

środa, 13 kwietnia 2011

Bajaderka towarzyska czyli przegląd moich kochanków

I znów nic nie piszę. Ale co miałabym opisywać, kiedy moje ostatnie spazmy i kotłowania odbywają się w atmosferze seksualnego znużenia i westchnieniem przy zgaszonym świetle.

Po powrocie do mojego ulubionego miasta, zakończeniu intensywnego kontraktu w delegacji, popadłam w towarzyską bylejakość. Poza wspomnieniami pięknych plenerów, przywiozłam sobie po(d)ręcznego kochanka w postaci Piotrusia. Od kiedy mieszkamy w innych miastach, widujemy się częściej, niż mieszkając w tym samym. Teraz to on jest w delegacjach, ja u siebie. Sumienie zostawia przy przykładnej żonce, jak ja zostawiłam je parę miesięcy temu, porzucając ułożone życie w Moim Mieście. Ostatnio dochodzi do spędzania u mnie weekendów. Weekendy te obfitują w koszmarne ilości używek mniej lub bardziej legalnych oraz moje galopujące znudzenie konwencjonalnymi technikami erotycznymi. Używkom zapisać możemy, że, kiedy wybornie bawię się w nocy, rano z lekkim zdziwieniem odkrywam sine wybroczyny czy rozcięte wargi. Odkrywam je z pobłażliwym rozczuleniem. O tym, później.

Czy to moje miasto jest takie nudne? Może za dobrze je znam, za dobrze znam ludzi stąd i miejsca, co skutecznie hamuje moją otwartość na nowe doznania i okoliczności. Może jednak w delegacji się nie liczy, bo ekscytacja nieznanym terytorium, oddalenie od własnego obudowanego komplikacjami i odpowiedzialnością życia oraz świadomość chwilowości pewnej sytuacji, sprawia, że mamy 10 lat mniej? Ciekawe to.
Pointa jest taka, że najlepsze i bogatsze, nieskrępowane i spontaniczne uciechy rozwiązłości, odnalazłam w czasie mojej trzymiesięcznej delegacji. Tutaj nuda.

Po powrocie, odbyłam kilka romantycznych spotkań z moim wiecznym kochankiem. To właściwie dobre imię: Wieczny Kochanek. Znamy się, odkąd skończyłam 18 lat. Od tego czasu, w sprzyjających okolicznościach, powracamy w swoje ramiona notorycznie i zawsze na krótko. Najdłuższy był początek, kiedy udało nam się spędzić ze sobą regularne 5 miesięcy. Każde oczywiście miało swoich, dodatkowych umilaczy. Przez chwilę nawet się w nim durzyłam. Dopóki nie przeleciał mi najbliższej przyjaciółki, co ostatecznie potłukło moje wyobrażenia. Nie miałam nikomu tego za złe, nigdy sobie nic nie obiecywaliśmy. To chyba było pierwsze, poważne potłuczenie mojego przekonania, że nie istnieją mężczyźni nieosiągalni emocjonalnie.
Nasze spotkania przez te lata, ewoluowały od nerwowej fascynacji przez ekscytującą przyjaźń aż do dekadenckiego wygodnictwa.

-Masz kogoś teraz?
-Nie, a Ty?
-Wpadniesz na sushi?
-Jutro...?

Bezpiecznie, miło, czule, niemal satysfakcjonująco. Jak stare małżeństwo. Higiena psychiczna połączona z budowaniem swojego ego, że można kogoś utrzymać przy sobie tyle lat jednak. Żadne z nas nie jest mistrzem związków, więc ta złudna świadomość jakiejś miałkiej miłości, która nas łączy, zawsze nieco gasi głód poetyckiego spełnienia. Wystarczająco przyjemnie i swobodnie, by żadne z nas z tego nie zrezygnowało jeszcze przez wiele lat. Wieczny kochanek aktualnie zaangażował się związkowo, ale to kwestia 5-6 miesięcy (może mniej). Wiem, przerabialiśmy to już przynajmniej 5 razy.

Drwal okazał się niezwykle uroczym chłopięciem, które nie podziela mojego chłodnego pojmowania relacji damsko-męskich. Z uwagi na wrodzoną wrażliwość na punkcie jasnych sytuacji oraz szacunek dla starej znajomości, odprawiłam go, kiedy poziom naszego zaangażowania emocjonalnego był ewidentnie niesprawiedliwy. Wybacz, jestem niezdolna do miłości do Ciebie.

A propos miłości, to uraczę Was pewnym cytatem, który dziś urzekł mnie i uwiódł:
"... Veronique, jak my wszyscy, należała do pokolenia spisanego na straty. Z pewnością, byłaby zdolna do miłości; chciała być jeszcze do niej zdolna, muszę jej to oddać; ale nie było to już możliwe. Jako zjawisko rzadkie, nienaturalne i powolne miłość może się rozwinąć tylko w szczególnych warunkach psychicznych, rzadko do pogodzenia, gdyż ze wszech miar pozostających w sprzeczności z wolnością obyczajów, która charakteryzuje współczesną epokę. Veronique poznała zbyt wiele dyskotek i kochanków; taki sposób życia zubaża ludzką istotę, wyrządzając jej szkody niekiedy poważne i prawie zawsze nieodwracalne. Miłość jako niewinność i skłonność do iluzji, jako zdolność do redukcji ogółu płci przeciwnej do jednej kochanej istoty, rzadko jest w stanie przetrzymać rok seksualnych przygód, nigdy nie przetrwa dwóch."
Michel Houellebecq, "Poszerzenie Pola Walki"

Bardzo go cenię, za opisanie mojej pustki wewnętrznej tak, że przestałam czuć się osamotniona.

Przyzwyczajona do obecności Piotrusia, chwilowej nieobecności Wiecznego oraz odprawiania w stylu Drwala, pozostaję posiniaczoną dość jałowo, kometą, która codziennie roztrzaskuje się w teraz. Hołubiąc mój hedonizm i masochizm jednocześnie, zaprosiłam jutro do mnie i Piotrusia i młodą, rozkoszną blondyneczkę. Poza kolorem włosów, jest mną w jej wieku. Dość zepsuta i poszukująca wrażeń, żeby może i we mnie obudzić nieco fantazji.
Uprzejmie doniosę.

środa, 2 lutego 2011

Piotruś Pan w sosie słodko-ostrym

Czemu Ty mi to robisz, Piotruś? Czemu wracasz, jak bumerang, a ja nie umiem powiedzieć nie.

Jak zwykle, telefon i pytanie.

-Co robisz?
-Nic, palę papierosa.
-Przypomnij mi swój adres.
-Po co?
-Bo będę za 20 minut.

Kiedy stanął w drzwiach, nie miałam ani odrobiny wątpliwości. Pocałowałam go i sprawnie zsunęłam z siebie szlafroczek. Poczułam te mocne dłonie, te ramiona, które nie znoszą sprzeciwu. Najpierw delikatnie wplecione we włosy palce, zaciskają się i zmuszają do uległości. Stęskniłeś się, Kochanie. Twoja niecierpliwość jest najpiękniejszym komplementem. Odwracasz mnie i kładziesz na stole. Dłonią chwytasz mój kark i przyciskasz moją twarz do zimnego drewna. Czuję, jak drżą mi nogi, kiedy uderzasz mnie w uda, rozkazując, żebym rozsunęła nogi. Dźwięk rozpinanego suwaka niemal odbiera mi dech. Tak, ja też tęskniłam. Wkładasz mi swoje dwa palce do ust.

-Pośliń, bo będzie bolało.

Informujesz z niezachwianą pewnością, niemal z troskliwością. Wciskasz mi palce głęboko w usta. Kiedy wsuwasz je między moje nogi, czuję pierwszą gorącą falę, biegnącą od podbrzusza aż po głowę. Dłonią chwytasz moje biodro i wreszcie Cię czuję. Chcę krzyknąć, kiedy wchodzisz we mnie głęboko, przyciskając mnie do siebie brutalnie i długo. Puszczasz mój kark i obydwiema rękami wyginasz moje pośladki, żeby poczuła Cię jeszcze mocniej. A teraz szybko, intensywnie. Zaciskam powieki i krzyczę. I nagle, puszczasz mnie. Podnosisz mnie i słodko całujesz.

-Cześć Kochanie. -mówisz, patrząc mi oczy
-Cześć.-odpowiadam, próbując ustać na nogach.

Potem bierzemy wspólną kąpiel i rozmawiamy. Skąd ta odmiana, Piotruś? Od kiedy my się przyjaźnimy? Żona, która dawać ci przestała lata temu, teraz zarzuciła również rozmowy?

Nadzy, ułożeni na kanapie, rozmawiamy i spożywamy napoje wyskokowe przez parę godzin, swobodnie przeplatając to wilgotnymi wargami błądzącymi od ust, przez sutki aż do palców u stóp. O dziwo, jest rozkosznie. To przyjemne, kiedy okazuje się, że umiesz wywołać nie tylko jęk rozkoszy ale i szczery śmiech. Rzadko spotykam mężczyzn, którzy opanowali technikę wywoływania obydwu dźwięków. W końcu staczamy się na podłogę a Ty odkrywasz nas w lustrze.
Ach, wzrokowcy, jakie to proste, byście oszaleli.
Bierze mnie w każdy możliwy sposób, wciąż brutalnie i ostro. Patrzy na swój triumf, kiedy wchodzi we mnie mocno trzymając mnie za włosy i wyginając moją szyję tak, żebym musiała na niego patrzeć. Mrużę oczy od świdrującego bólu, rozkoszy wybuchającej we mnie, kiedy jego biodra dociskają się do moich pośladków. Niemal odlatuję a on za każdym razem, kiedy to widzi, daje mi bolesnego klapsa. Ból sprowadza mnie na ziemię. W końcu rzuca mnie plecami na podłogę i przygniata swoim ciałem. Nie wyrwę się. Pokornie poddaję się jego gwałtownym pieszczotom. Jego gorącym wargom, które niemal miażdżą moje. Jego szorstkim palcom, które zaciskają się na moich sutkach.

-Teraz będzie bolało-szepcze i ściska je bardzo mocno, szarpię się.
-Nie dasz mi rady, więc bądź grzeczna.

Wbijam się w jego usta, gryzę wargi. Łapie stanowczą dłonią moją szyję i zabiera na chwilę oddech. Kiedy puszcza, wchodzi we mnie głębiej. Szaleję z rozkoszy, kiedy krew uderza do głowy. Dochodzę ze łzami w oczach. Chwilę później, jego przeciągłe westchnięcie tuż obok mojego ucha, informuje mnie, że czekał na mnie.
Brutal gentleman-urzekające.
Opada na mnie i leżymy tak parę minut. Wykończeni, zlani potem, syci siebie. Potem jeszcze słodki pocałunek i odpalamy papierosy. Kładę głowę na jego idealnej klatce piersiowej i zarzucam na niego udo. Rozmawiamy do rana. Usypiam w końcu wtulona w niego.

Rano jeszcze szybki numerek na pożegnanie i Piotruś znika tak samo szybko, jak się pojawił. Pytam, kiedy znów zawita do Miasta.

-Nie wiem, Lulu. Zadzwonię.

Nigdy nie zwracałeś się do mnie po imieniu. Nie rozmawiałeś ze mną godzinami. Nie dbałeś tak o mnie. Przez moment nie wiedziałam, o co mi chodzi, ale chodziło mi o to, bardzo mocno. Potem sobie przypomniałam, że gdyby nie to, że jesteś bawidamkiem bez umiaru w konsumpcji wszystkiego, co daje kopa, zdradzającym żonę, która czeka z dwójką dzieciaków; byłbyś idealny.
W tej jednak sytuacji, idź już.

piątek, 7 stycznia 2011

Gdzie Drwal rżnie, tam łzy lecą

Ach, te powroty. Te przeszłości potwory. Te wspomnienia, które odżywają zupełnie niespodziewanie.

Studenckie początki na wybitnie zwichrowanym kierunku były czasem rozpasania w każdym możliwym do wypicia, spalenia czy odurzenia znaczeniu. Mało przytomni, uczęszczaliśmy na zajęcia, większość czasu poświęcając na planowaniu wieczornych harców.
Moje studenckie mieszkanko w nowo-wybudowanym, multifamilijnym klocku było częstą metą dla tych szalonych maratonów. Wtedy w wydarzeniach pojawił się Drwal. Introwertyczny inteligent w niechlujnym przyodziewku, pod którym skrywał ciało godne najcięższego grzechu.
Podnieca mnie inteligencja a w połączeniu z przyziemnymi atutami fizycznymi budzi najdziksze pożądanie. Objawiło się ono w końcu w okrutnie namiętnym pocałunku, którym obdarowałam go niegdyś spontanicznie na korytarzu placówki edukacyjnej. Niepodziewany gest szybko zaprowadził nas do mojego mieszkania, na moje łóżko, blat w kuchni, stół i inne meble. Gorący romans przerwała jakaś mniej lub bardziej dramatyczna scena kłótni kochanków, którzy na stałe znajdowali się pod wpływem jakiegoś środka zmieniającego świadomość.
Nie widzieliśmy się wiele lat. Ostatnio wpadliśmy na siebie. Najpierw w przenośni ale bardzo szybko zamieniliśmy to na dosłownie. Okazało się, że lata nie odcisnęły piętna na łączącej nas namiętności. Parę godzin później szukaliśmy swoich ust w sktołowanej pościeli.
Niewiele się między nami zmieniło. Poza tym, że cichy chłopak, którego poznałam lata temu wyrósł mi na mężczyznę. I to bardzo zdecydowanego i pewnego siebie. Czułe pieszczoty i pocałunki szybko zaczęły nabierać coraz gwałtowniejszego wymiaru. Przywarł do mnie ustami, złapał mocno za biodra i uniósł. Objęłam go udami w pasie, paznokcie wybiłam w idealne mięśnie ramion. Zaniósł mnie przed ogromne lustro, które mam w domu.
-Na podłogę.-rozkazał
Zsunęłam się z niego i powoli klęknęłam przed nim. Złapał mnie za włosy, drugą ręką chwycił za policzki, rozwierając moje usta. Wzięłam go ust. Był wielki, gorący, z trudem obejmowałam go wargami. Chwycił mnie mocniej za włosy i wcisnął mi go głęboko do ust. Straciłam oddech, łzy popłynęły mi policzkach.
-Patrz mi w oczy-powiedział uderzając mnie otwartą dłonią.
Poczułam pieczenie na twarzy i mocniej zacisnęłam uda, czując rozkoszny dreszcz podążający od karku, przez kręgosłup, aż do podbrzusza.
Pokornie patrzyłam w jego twarz, kiedy on coraz gwałtowniej poruszał moimi ustami na swoim penisie.
-Odwróć się do lustra i rozłóż uda.-powiedział, popychając mnie na ziemię.
Klęknął za mną. Jedną dłonią przyciągnął moje biodra do swoich, drugą wygiął moją szyję. Patrzyłam, jak wsuwa się we mnie, porusza najpierw powoli, mocno. Naciska moje plecy, wyprężając moje pośladki jeszcze wyżej. Zacisnęłam powieki, kiedy poczułam ten rozkoszny ból. Był we mnie cały. Jego mięśnie napięły się a usta przybrały zacięty wyraz.
-Patrz.-wysyczał uderzając mnie w pośladki i szarpiąc za włosy.
Złapał mnie mocno obydwiema dłońmi i przyspieszył tempa. Wyłam w ekstazie, patrząc na nasze odbicia. Po paru chwilach wyszedł ze mnie i szybko rzucił na plecy. Złapał moje dłonie w nadgarstkach i przycisnął je do podłogi nad moją głową. Unieruchomił moją twarz odwróconą w stronę lustra swoim, ostrym od ciemnego zarostu, policzkiem. Drugą ręką rozsunął moje nogi i znów poczułam falę bólu i uniesienia. Paroma mocnymi ruchami, wbijając usta w moją szyję, doprowadził mnie do krzyku. Doszłam, parząc jak jego idealnie wyrzeźbione ramiona, plecy i pośladki napierają na mnie, zaciskają się, wbijają mnie w zimną podłogę salonu. Kiedy otworzyłam szeroko oczy, wracając z krainy gorącego spazmu, on klęknął przed moją twarzą. Z zapałem zabrałam się za jego orgazm. Po chwili pieszczot, poczułam naprężające się mięśnie, niezawodnie wskazujące, że szczyt jest blisko. Zaciskając na nim wilgotną dłoń, odsunęłam usta, wystawiając język. Złapał moją dłoń i ścisnął ją mocniej. Sekundę później mój język, dekolt i piersi spłynęły gorącą, gorzką spermą. Spojrzałam na niego słodko oblizując wargi.
Pochylił twarz nad moją, pocałował mnie głęboko i opadł na mnie. Leżeliśmy jeszcze parę minut na chłodnej podłodze. Paląc papierosy, spoglądaliśmy na nasze mokre od potu ciała i pieściliśmy się nawzajem.
Tak samo, jak wcześniej, nieoczekiwanie, złapał mnie, zmuszając do objęcia udami. Złapałam się go, usta przyciskając do ucha. Szeptałam mu, jak dobrze mi było, potwierdzając to delikatnym wodzeniem języka po jego małżowinie. Podniósł mnie i zaniósł do łóżka. Słodko wykończeni, zasnęliśmy wtuleni w siebie, jak kocięta. Kiedy obudziłam się następnego dnia, on już zaciskał dłonie na moich biodrach i szeptał mi do ucha.
-Dzień dobry, Kochanie. Co Ty na to, żebym zerżnął cię od rana?
...
Ale o tym, następnym razem.